9 listopada 2013

Ósmy

  Diana

Deszcz. Kto by pomyślał, że potrafi tak zdołować. Przypomnieć o tym wszystkim, o czym chcemy zapomnieć. Ale deszcz ma też swoje dobre strony. Przypomina o tych dobrych chwilach. I jak go tu nienawidzić? Jak go kochać? Skoro rani, i leczy.
  Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Siedziałam w pokoju, który kiedyś należał do mnie. Niegdyś pełen mebli i ozdób, dziś pusty. Okna są otwarte. Deszcz wpada do środka. Firanki fruwają. A ja siedzę. I kołysze się. W końcu, co mi pozostało?
  Z rozmyśleń wyrwała mnie piosenka P!nk - F**kin' Perfect, którą miałam ustawioną jako dzwonek. Wytarłam dłonią twarz i podniosłam komórkę. To Sue, ale z jakiego powodu dzwoni o 2 w nocy? Przeraziłam się.
  - Sue? Coś się stało? - od razu się odezwałam. W tle było słychać rozmowę oraz śmiech. Uspokoiło mnie to trochę.
- Nic się nie stało. Po prostu założyłam się z... -przerwały jej krzyki. Czy ona jest pijana?! Chyba tak. Boże... - Zapomnij o ostatnim zdaniu, które powiedziałam. Dobrze? 
- Dobrze.
- W takim razie słuchaj uważnie. - zaczęła się śmiać. Ja zresztą też. - Co to ja miałam powiedzieć Tom? - jej ton głosu sprawił, ze zaczęłam się śmiać. Żałuje, że mnie tam nie ma. Sue po pijaku jest niesamowita. - Czemu się śmiejesz? 
- Sue, posłuchaj. Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, zresztą ty najwyraźniej też tego nie wiesz. Jutro powinniśmy wrócić do domu, więc wracaj do mieszkania i połóż się spać.
- Dobrze mamusiu. - czułam, ze mówiąc to przewróciła oczami. Rozłączyłam się i wytarłam łzy. Byłam mile zaskoczona, bo czułam, że to łzy szczęścia, a nie smutku.
  Podniosłam się, rękami wytarłam ubrania, sama nie wiem z czego, i zeszłam na dół do brata. Tak jak myślałam znalazłam go przy piecu. On czasami jest bardziej kobiecy od większości dziewczyn.
- Jak było na odczytywaniu testamentu? - tak, nie byłam na na odczytywaniu ostatniej woli rodziców. Za bardzo się bałam.
- Firma ojca jest teraz moja. -powiedział bez emocji. Ian nigdy nie chciał przejmować biznesu ojca. Szczerze, to nie jestem pewna czym zajmuje się Dixon Corporation. Taka ze mnie córka. - Ty dostałaś ten dom i rzeczy matki.
 - Nie chce go. - od razu zaprotestowałam. Usiadłam na stołku i wzięłam jedno z jabłek leżących w koszyku. Podrzuciłam je kilka razy i ugryzłam. Normalnie pycha...
  - Nie myte. - odparł mój brat nawet się nie odwracając. Normalnie doznałam szoku... Jakim cudem, on wiedział, że zaczęłam jeść to jabłko?! Przecież stoi do mnie plecami.
- I co? Wody z kranu pić nie wolno, ale jabłko można pod nią umyć. - wzruszyłam ramionami i kontynuowałam jedzenie tego pysznego owocka. Ian tylko się zaśmiał. - Dzwoniła Sue. Jest pijana.
  - Sue jest pijana?! Jaka szkoda, że mnie tam nie ma. Nagrałbym film, tak jak zawsze. I pewnie oglądalibyśmy go codziennie, ażby nam się znudziła. Tak jak zawsze. - tu nastąpiło długie westchnięcie oraz mój śmiech.
- Niestety, ale będziesz musiał ją chyba upić jak wrócimy, bo wątpię żeby teraz były jakieś dowody na to, że Sue była pijana. - wyrzuciłam ogryzek do kosza i podeszłam do mojego brata. - To co dziś jemy?

~*~

  Śnił mi się dom nad jeziorem. Na jednym z krzeseł przed domem siedziała jakaś dziewczyna. Z dala wyglądała jak ja. Nagle podchodzi do niej chłopak. Jest zamazany, ale dokładnie widać, że siada koło dziewczyny, przytula ją, całuje...
  Coś mną potrząsnęło, brutalnie wyrywając mnie ze snu. Jęknęłam niezadowolona i powoli otworzyłam oczy. Przed mną ujrzałam Iana. 
  - Wstawaj siostruniu, jesteśmy w domu. - upewnił się, że już się obudziłam i chwycił jedno duże pudło z rzeczami rodziców. Przeciągnęłam się, odpięłam pas, zamknęłam drzwi i wzięłam drugie pudło. 
  Gdy otworzyłam drzwi doznaliśmy szoku. Po przedpokoju walały się ciuchy. Co dziwne, były to ciuchy moje i Iana. Postawiłam pudło i ruszyłam w stronę salonu, aby sprawdzić stan tego pomieszczenia. 
  Tutaj moja reakcja była inna. 3 chłopaków, jeden z lokami, drugi podobny do indianina i 3 mega seksowny, leżeli jeden na drugim. Ledwo opanowałam wybuch śmiechu. Niestety Ian nie umiał się pohamować, i wszyscy spadli z kanapy. Teraz to i ja zaczęłam się śmiać.
  - Yyyy... Hej. - powiedział ten przystojny wstając. Był zawstydzony. Widać to po tym, iż pocierał swój kark i patrzał na wszystko, tylko nie na nas.
  - Witam. - powiedział Ian nadal się śmiejąc i skierował swój tyłek w stronę kuchni, czyli tam, gdzie jego miejsce. Oby zrobił coś do jedzenia.
  Moim kolejnym celem była łazienka. Tym razem nie w celu sprawdzenia jej stanu. Gdy tylko otworzyłam drzwi z moich ust wydostał się krzyk. Nie mogłam się ruszyć. W wannie leżał nagi mężczyzna.
  - Co się stało? - do łazienki wpadł mój brat, a zaraz za nim pojawiło się 3 chłopaków z salonu. Pewnie z powodu moich krzyków oraz śmiechu chłopaków obiekt mojego szoku obudził się i zawstydzony szukał czegoś do okrycia. Jednak nie był nagi. Miał bokserki. Odetchnęłam z ulgą.
  - Co się dzieje? -zapytała zaspana Sue. Dziewczyna była w męskiej koszulce. Oj... To sobie porozmawiamy. Gdy tylko stanęła koło nas i zobaczyła łysego chłopaka, który właśnie zakładał jej szlafrok, parsknęła śmiechem. - Poznajcie Maxa.
  Bez słowa odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Odetchnęłam głęboko.
  - Dom wariatów. - podeszłam do szafy i zaczęłam się zastanawiać, w co ja mogę się ubrać? Wybrałam białą koszulkę na ramiączkach z napisem I love to love, który umieszczony był w ustach. Do tego czarne legginsy oraz tego samego koloru baleriny. Włosy związałam w koka. Gotowa poszłam po pudło rzeczami rodziców. Teraz trzeba tylko rozpakować to wszystko...
  - Pomóc ci? - usłyszałam głos za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Maxa. - Może tak zrekompensuje się za tą akcje z wanną.
  - Dobrze. - podałam mu cięższe pudło i skierowałam się do salonu. Co prawda nie było to bardzo trudne zadanie, ale i tak podziękowałam łysemu chłopakowi. Poszliśmy do kuchni.
  - No, to teraz chciałbym się dowiedzieć, co takiego się tu stało. - przemówił Ian w trakcie podawania każdemu kubka z kawą.
  - To nudna historia. - szybko powiedziała Sue. Każdy spojrzał na nią podejrzliwie. Ian zaśmiał się na tą odpowiedź.
  - Kochaniutka, przecież imprezy z tobą nie mogą być nudne. Nie wiem co się wczoraj działo, ale już żałuje, że nie było mnie tam z kamera. Byłby kolejny film do kolekcji. - dziewczyna zalała się rumieńcem.
  - Macie filmy z Sue po pijaku?! - podniecił się ten ładny. Tom. Uśmiechnęłam się pod nosem.
  - Żeby to tylko kilka. Na moim laptopie połowa zajętej pamięci to same filmy. - powiedziałam, a dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem. Zapewne już leżałabym martwa, gdyby tylko śmierć przez pełne gniewu spojrzenie byłaby możliwa.
  - Trzeba to zobaczyć! - podniecił się lokowaty, a Max zaśmiał się głośno.
  - No to gdzie masz tego laptopa? 

 *******************************************************************************
Możecie mnie zabić za tak długą zwłokę. 
Niestety nic na to nie poradzicie. 
Przepraszam. 
Do następnego. 
xoxo

23 maja 2013

Siódmy

Sue
   Tick Tock Tick Tock... Czas dłużył mi się niemiłosiernie, zresztą jak zawsze w restauracji koło godziny 10. Większość tego typu lokali jest jeszcze zamknięta, ale nie... Anthony Swann postanowił dodać do menu śniadania, i od dwóch miesięcy musimy być w pracy od rana. Jeszcze ten chłoptaś, który zastępuje Iana. Siostrzeniec pani Elizabeth. Romeo. Aż się rzygać chce. Zarywa do każdej osoby przeciwnej płci. Jak ja nie lubię takiego zachowania! Znam go dwa dni, i już chętnie bym go udusiła! To się nazywa wspaniałe podejście do ludzi! Dobrze, że Ian i Diana wracają jutro. Z tego co mi powiedział, dziś będzie odczytywany testament państwa Dixon. Z tego powodu rodzeństwo strasznie się denerwuje, więc przez jakąś godzinę rozmawialiśmy o wszystkim, byle by zapomnieli o ostatnich wydarzeniach. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, plotkowaliśmy... Zachowywaliśmy się jakby nic sienie stało. Niestety ja musiałam iść do pracy, a oni  też  musieli już wychodzić.
  Zbliżała się godzina 11, a ja wciąż się nudziłam. Rozważałam już pójście do Romea, gdy drzwi się otworzyły i do sali wpadło stado szympansów. na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Całe The Wanted zajęło jeden z największych stolików. Wzięłam 5 kart dań i skierowałam się w ich stronę. 
- Witam. -uśmiechnęłam się najładniej jak mogłam i podałam 4 zaskoczonym chłopcom menu.
- Sue?! Co Ty tu robisz? -pierwszy otrząsną się Jay. Nathan, który jako jedyny wiedział, ze tu pracuje, wyglądał na bardzo zaciekawionego tym co oferuje restauracja.
- I w dodatku w stroju kelnerki. -dodał Tom. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Pracuje tu.
- Naprawdę?! -Siva chyba nie uwierzył w to co powiedziałam. Chociaż, chyba, trudno byłoby sienie domyślić.
- Nie. Na niby. -przewróciłam oczami.
- To tak się da? - zamyślił się Parker. Max szturchną go w ramię. - Co?!
- Nie udawaj głupiego. - łysy spojrzał na niego z ukosa. Nathan i ja już nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać.
- Dobra, to co zamawiacie? - powiedziałam kiedy w końcu się trochę uspokoiłam. Chłopcy dopiero teraz spojrzeli na karty dań. Wywróciłam oczami i przyglądałam im się przez jakieś dwie minuty. Kiedy w końcu przyjęłam zamówienie skierowałam się do kuchni, aby Romeo wiedział co ma zrobić.
- A któż to przyszedł. - brunet z włosami postawionymi do góry niczym Zayn Malik uśmiechnął się do mnie pokazując białe zęby. -Sue Moore. Dziewczyna piękna jak anioł.
- Przestań. -posłałam mu złowieszcze spojrzenie z nadzieją, że wreszcie się ode mnie odczepi.- Tylko się nie obijaj. -dodałam podając mu kartkę z zapisanym zamówieniem.
- Oczywiście księżniczko. -chłopak puścił do mnie tak zwane oczko, a mi się cofnęło. Jejciu... Co za palant. Wróciłam za ladę i zajęłam się swoimi sprawami. Wycieranie blatu, czyszczenie szklanek itd. Chłopcy co jakiś czas spoglądali w moją stronę. Nathan najczęściej. Gdy ich zamówienie było już gotowe zaniosłam dania do ich stolika.
- Sue, usiądziesz z nami? -zapytał Max kładąc swoją dłoń na mojej.
- Jestem w pracy. Ale jak chcecie, to możecie się zabrać dziś ze mną do kina. Diana i Ian załatwiają sprawy związane ze śmiercią ich rodziców, a sama nie chcę iść. - zaproponowałam. Już wcześniej myślałam nad tym, aby ich zaprosić, ale nie wiedziałam jak. Jestem dziwna. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Jasne, czemu nie. -odpowiedział mi uśmiechnięty Nathan.

~*~

  Zbliżała się godzina 19. Chłopcy mieli być w pół do ósmej, czyli mam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się. Przez telefon ustaliliśmy, że jedziemy na Iron Mana 3. Zawsze lubiłam tego typu filmy. No i kolejny plus tej produkcji, to Robert Downey Jr. Uwielbiam tego aktora. 
Stylizacja Julia  Spojrzałam na zegarek, trzeci raz podczas jednej minuty, i dopiero teraz zapamiętałam która jest dokładnie godzina.19:56. Myśl Sue, myśl, co jeszcze musisz zrobić.Wzięłam przykład z Kubusia Puchatka i palcem wskazującym zaczęłam lekko uderzać w skroń, powtarzając przy tym myśl, myśl, myśl. O dziwo zadziałało. Przypomniałam sobie, ze miałam jeszcze wstawić płukanie. Skierowałam się do przedpokoju. Ponieważ, jak już kiedyś wspinałam, nasze mieszkanie nie jest ogromne pralka stoi w szafie w przedpokoju. Nie dość, że mamy więcej miejsca, to jeszcze jej tak bardzo nie słychać. Wlałam niebieski płyn do komory i nastawiłam na 14. Korzystając z okazji, iż na drzwiach wisi lustro, sprawdziłam, czy wszystko z moim wyglądem jest w porządku. Biały sweter zsunął sie z jednego ramienia, ukazując pasek od czarnego stanika oraz w większym stopniu zakrywając krótkie, jeansowe spodenki z czarnym wzorem. Spojrzałam na moje stopy. Ciemne botki prezentowały się zaskakująco dobrze z resztą mojego dzisiejszego ubioru. Dłonią przeczesałam moje, jak zawsze rozpuszczone włosy. Dzisiejszej stylizacji uroku dodawał naszyjnik w kształcie serca z wzorem zebry, duża bransoletka w zebry oraz biały lakier na paznokciach. Wszystkie drobiazgi, które będą mi potrzebne schowałam do torebki na jedno ramię w grafitowym kolorze oraz z licznymi kieszeniami. Tak, zdecydowanie byłam już gotowa. 
  Mój wzrok już setny raz tego dnia, w celu sprawdzenia godziny powędrował na zegarek. To chyba niemożliwe, abym tak długo się przeglądała... O dziwo była już 20:25. Założyłam torebkę na ramię i wyszłam z mieszkania. Po zamknięciu drzwi na klucz i sprawdzeniu, czy przypadkiem nie są jeszcze otwarte, skierowałam się klatką schodową w dół. Gdy tylko przekroczyłam próg ogromnych drzwi, owiało mnie chłodne powietrze. 
  - Nie wiesz, ze to niebezpieczniej tak samej chodzić po mieście o tej godzinie? -usłyszałam nowo poznany, a już tak znienawidzony głos. Romeo. 
- Jakbyś nie zauważył, jest dopiero 20. -odpowiedziałam mu, a widząc jego uśmieszek dodałam. -Czekam na kogoś.
- Mogę Ci potowarzyszyć?  -zapytał stojąc zaledwie 20 centymetrów ode mnie. Położyłam moją dłoń na jego torsie, aby powstrzymać dalsze zbliżanie się.
- Nie dziękuje. Dam sobie radę. -posłałam mu sztuczny uśmiech. W duchu modliłam się, aby chłopcy już przyjechali. I chyba Bóg naprawdę mnie kocha, bo po koło nas stanął duży samochód. Jedne z drzwi się otworzyły i z pojazdu wysiadł Nathan.
- Coś się dzieje? -zapytał zbliżając się do mnie.Romeo chyba się go wystraszył, bo się odsunął.- Cześć Sue. - brunet dodał, tym razem zwracając sie do mnie. 
- Nic sie nie dzieje. Po prostu bałem sie o Sue i postanowiłem z nią na was poczekać. - odpowiedział siostrzeniec pani Swann. 
- Chodź Nath, bo się spóźnimy. -pociągnęłam chłopaka za rękę, aby zapobiec walce kogutów. Nie oszukujmy się, Nathan nie miałby szans. - Pa Romeo. -Rzuciłam na odchodne. 
  Gdy tylko zajęłam miejsce w aucie, chłopcy zaczęli mnie witać oraz śmiać się z Nathana. 
- Brawa dla tego pana! -krzyknął Tom ręką wskazując na Sykesa.- Oto obrońca roku! - po tym zdaniu wszyscy, oprócz Nathana, wybuchli śmiechem. 
- Dajcie spokój. - powiedział Nath. Był już taki czerwony ze złości, że gdy Tom i Max na niego spojrzeli, to wybuchli jeszcze większym śmiechem. 
- Ej! Zostawcie mojego Nathusia! -krzyknął Jay. I o dziwo tyko ja wybuchłam śmiechem. Jay zgromił mnie wzrokiem. 
- Nathusia?! -zapytałam robiąc minę "Are You Fucking Kidding Me?". 
- Sue, radze Ci przeprosić. -poradził Max. 
- Dokładnie, jak Jay się wkurzy, to lepiej zatrudnij policjanta do ochrony. -dodał Siva, który obejmował rolę tatuśka i prowadził samochód. 
- Ja się tam Jaya nie boję. -odpowiedziałam dumnie wypinając pierś. - Co on niby może mi zrobić? 
- On, na przykład, może zacząć Cie łaskotać, nasłać na Ciebie jaszczurkę lub obrzucić Skittlesami. -odpowiedział mi McGuiness. Po jego wypowiedzi wszyscy wybuchliśmy śmiechem.    
  Reszta drogi do kina minęła nam na rozmowie, śmiechu oraz śmiechu. Teraz przed nami tylko kilka godzin na sali kinowej. 


 *******************************************************************************
Kocham mamę,
i Ciebie Brigitko też. 
A tak na prawdę,
jestem gejem. 

Och, ta szkolna twórczość na krzesłach. ♥
Jak jej nie kochać? 
;) 

Co tam u was? Bo u mnie spoko... 
Rozdział pisało mi sie bardzo fajnie, ale długo...  
To zapewne zauważyłyście. 
Przepraszam, ze dziś, a nie w środę. 
Tylko to mi pozostało. :] 

A tak wgl, to 20 maja 1999r. na świat przybył pewien człek, 
który 20 maje, 
tego roku obchodził swoje 14 urodziny!
STO LAT GOSIU!!!!!!
 Dedykuje to coś, co wyjątkowo mi się strasznie podoba właśnie Tobie!
 Żebyś dalej pisała opowiadania i mówiła mi, co jest zadane! :D 

[człowiek, który wstawia więcej niż 3 "!" 
prawdopodobnie jest chory psychicznie.]

Musze was jeszcze poinformować, że czynnikiem, który spowodował opóźnienie rozdziału, test nowe opowiadanie. 
Na razie nie pisze, ale mam już pomysł. Chcę go jeszcze opracować, aby nie go nie zawieszać. 
Jak pojawi sie rozdział, to napisze, a teraz zapraszam do obserwatorów! 
Zapewniam, zę będzie to opowiadanieinne niż wszystkie. ;) 
Przynajmniej mam taką nadzieje. :D

Tak na miłe zakończenie. ;) 
Ja zlewam z tego non stop! 

Alice in Wonderland †

15 maja 2013

Szósty

Ian
  Całą noc nie mogłem zmrużyć oko. Myślałem o tym wszystkim. Informacja o śmierci rodziców mną wstrząsnął, tak samo jak Dianą. Mimo, iż traktowali nas jak najgorsze co mogło im się przydarzyć, to wiele razy pokazywali, ze nas kochają. Nie ukrywam, ze gdy dowiedziałem się że są po drugiej stronie, trochę się ucieszyłem. Nie wiem tylko czy dlatego, że na to zasłużyli, czy może dlatego, ze tam mają lepiej niż na ziemi. Gdy w końcu mój budzik zadzwonił, usiadłem na łóżku. Ręką przeczesałem moje włosy. Rozejrzałem się po moim pokoju. Pomieszczenie utrzymane było w bardzo jasnych kolorach. Przeważał szary. Najciemniejszy przedmiotem było chyba jasnobrązowe krzesło w rogu, na którym aktualnie wisiała masa ubrań, oraz ciemne panele podłogowe. Większą część pokoju zajmowało dwuosobowe łóżko, które i tak nie należało do
największych. Koło mojego miejsca do spania stała szara pufa. Znajdowała się na białym dywanie, na którym swoje miejsce miał też mniejszy, także biały dywanik. Mój azyl za dnia oświetlały promienie słoneczne wpadające przez duże okno. Wtedy, kiedy na niebie znajdował się już księżyc, światła dostarczał żyrandol oraz lampka, która stała na stoliku koło łóżka. Jedyną ozdobą były dwa zdjęcia koło łózka. Przedstawiały one morze. Wstałem i pościeliłem moje posłanie. Wszyłem z mojego pokoju i ruszyłem w kierunku szafy. Wyciągnąłem z niej jakieś ciemne spodnie, białą koszule oraz marynarkę. Postanowiłem dziś wstać o 6  i się przyszykować zanim wstanie moja siostra. Dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się o śmierci rodziców, a już dziś jedziemy na pogrzeb. Sami do tego doprowadziliśmy. Rodzice wiedzieli tylko o naszym adresie zamieszkania. Korzystali z tej informacji tylko w święta, aby przesłać nam życzenia. Teraz jedynym sposobem, żeby rodzina poinformowała nas o wypadku, było napisanie listu. Wiadomo, ze nie jest to to samo, co rozmowa telefoniczna. Gdy już się umyłem, poszedłem do kuchni. Miałem na sobie tylko bieliznę. Nie ubierałem się jeszcze, żeby czegoś nie ubrudzić. Otworzyłem lodówkę i uważnie zbadałem jej zawartość. Postanowiłem, ze dziś na śniadanie zrobię gofry. Przygotowałem ciasto, ubiłem śmietanę i po jakimś czasie na blacie przede mną stały trzy porcje gofrów z bitą śmietana i polewą czekoladową. Jak na zawołanie w kuchni pojawiła się Sue. Dziewczyna była nie naturalnie uśmiechnięta.
- A cóż to za wspaniałe zapachy? -zapytała. Widząc jej szczęście sam się uśmiechnąłem.
- Gofry. Proszę. -powiedziałem podając jej jeden talerz. Sam też zacząłem jeść. - Jak tam wczoraj?
- Świetnie! Nawet sobie nie wyobrażasz jacy oni są wspaniali! Cały czas się śmiałam! Oni są niesamowici. Emanują taką radością, że aż człowiek zaczyna wątpić w ich istnienie! - dziewczyna uśmiechała się coraz bardziej przy każdym słowie. Jak tak dalej pójdzie, to będę widział jej żołądek. - A co u was? - na te słowa zamarłem. Mój wzrok padł na list, który leżał na jednej z szafek. Dziewczyna widząc to podeszła do niego i przeczytała go. Sue z pełnej energii dziewczyny w jednej sekundzie zmieniła się w  trzeciego najsmutniejszego człowieka świata. Pierwsze i drugie miejsce zajmuję ja z Dianą. - Tak mi przykro.
- Wiem, Sue. Wiem. - wypowiedziałem te słowa szeptem. Dziewczyna odłożyła list na jego poprzednie miejsce, podeszła do mnie i mnie przytuliła. Uśmiechnęła się blado. Odwzajemniłem jej gest.
- Hej. -usłyszeliśmy słaby głos, który z pewnością należał tylko do jednej osoby.  Diana wzięła swoje śniadanie i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Sue bez słowa poszła za niż. Zostałem sam. Dokończyłem mój posiłek i postanowiłem, ze chyba najwyższa pora się ubrać.

~*~

  Trzeba przyznać,ze poniedziałek 23 września nie należał do najwspanialszych.Zdawać eis mogło, ze nasz smutek udzielił się chmurą, które tak jak my pozbywamy się łez, one pozbywają się wody. Diana była roztrzęsiona i mimo moich licznych prób poprawienia jej humoru, nic się nie zmieniło od dzisiejszego ranka. Teraz moja siostra stała nad grobem Leny i Pattona Dixon zrozpaczona i cała mokra. Ponieważ moja siostra miała dziś na sobie białą spódnice midi, czarna, gdzieniegdzie koronkową, bluzkę z długim rękawem oraz czarne szpilki, nałożyłem jej na ramiona moją marynarkę. Gdy obie trumny były już w ziemi, Diana podeszła do tej, w której leżało ciało naszej matki, i rzuciła na nią mały
bukiecik. Dziewczyna już nie płakała, albo deszcz świetnie maskował jej łzy.
- Żeby wam się dobrze spało. -wyszeptała długowłosa kiedy znów stanęła koło mnie, po czym znów się we mnie wtuliła. - Chodźmy stąd, proszę. - nie zostało mi nic innego, jak wrócić do domu. Domu tutaj. 



~*~



  Stary dom z cegły wyglądał olśniewająco. Prawie nic się nie zmienił przez te kilka lat, kiedy tu nie bywaliśmy. Podłoga nadal skrzypiała, sufit są białe, a na futrynach od drzwi kuchennych nadal widnieją ślady po kreskach, oznaczających nasz wzrost w różnych okresach dzieciństwa. Wszystko było tak jak dawniej, nie licząc większej ilości zdjęć moich i Diany, które swoje miejsce znalazły na ścianach przedpokoju. Najładniejsze z nich stało w ogromnej ramce na pianinie w stołowym. Przedstawiało mnie i Dianę jak byliśmy młodsi. Z dwoma kubkami herbaty usiadłem na kanapie w stołowym i słuchałem, jak moja siostra gra oraz śpiewa. Pokój w którym się znajdujemy nie należy do największych w rezydencji naszych rodziców. Bo chyba dom, w którym są trzy łazienki, ogromna kuchnia, jadalnie, kilka sypialni i jeszcze trochę innych pomieszczeń nie można nazwać małym domkiem. Tak, nasi rodzice byli przy kasie. Ojciec ma, a raczej miał, jakąś firmę, która dobrze funkcjonuje, i którą pewnie będę musiał się teraz zająć. Wracając do salonu. Ściany w tym pokoju są zielono-szare. Za dnia światła dostarczają dwa duże okna, a później lampa o bardzo dziwnym kształcie oraz lampka stojąca w kącie. Pomieszczenie oświetla też podłoga z jasnych paneli, która idealnie kontrastuje z ciemnym wyposażeniem pokoju. Ciemny fortepian stał pod ściana, na przeciwko brązowej kanapy, na której się znajdowałem.Oba przedmioty oddzielał stolik, na którym stała wazon z kwiatami oraz leżały książki. Ponieważ moja rodzicielka uwielbiała ozdoby, kwiaty i inne tego typu rzeczy,więc w całym domy było pełno tego typu rzeczy. Oczywiście najwięcej był w salonie. Masa poduch leżała na i koło kanapy, doniczki z kwiatami, albumy ze zdjęciami, książki, kuferki, figurki-cały pokój był nimi zawalony.
- Ian, jak myślisz, czy oni za nami tęsknili? Czy żałowali, tego jakimi rodzicami byli? - nawet nie spostrzegłem, kiedy Diana przestała grać i zaczęła się we mnie wpatrywać podczas picia herbaty.
- Nie wiem, ale chyba tak. -uśmiechnąłem się do niej blado. Dziewczyna odstawiła kubek na stolik i zajeła miejsce koło mnie, wtulając się we mnie mocno.
- Dziękuje. -wyszeptała. -Dziękuje, ze jesteś. Że zawsze mi pomagasz. Dziękuje. -znów zaczęła płakać. Objąłem ją mocniej ramieniem i zacząłem głaskać ją po głowie. Nie wiem ile jeszcze będziemy musieli tu zostać, ale pewnie szybko nie wrócimy do domu.

 *******************************************************************************

No siemson! 
Wiem, dawno mnie tu nie było. :D 
No ale jak widać, rozdział z perspektywy Iana. 
Miałam kłopot z napisaniem go. ;/
Ale postanowiłam, ze będzie z jego i już! 
Mam nadzieje, że jednak się wam podoba, i nie opuścicie mego bloga. :C 

Dziękuje za komentarze!

Jaycee staram się, aby moje opisy była jak najbardziej dokładne. Dziękuje za komplement. :)
A jak już o opisach, to uważam że pod tym względem zawaliłam ten rozdział. :C 

Mychaaa no ba,ze Sue jest ładna! W końcu to bohaterka mojego opowiadania. :D 
A ja staram się, aby bohaterzy byli ładni. :] 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland †

24 kwietnia 2013

Piąty

Sue

  Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Co on sobie wyobraża?! Pan i władca się znalazł. Zła ruszyłam ulicami Londynu w kierunku domu, w którym obecnie mieszka całe TW. Ian zawsze był dal mnie jak mój starszy brat. Właście, BYŁ. Czas przeszły. Po tym co dziś odstawił, jest dla mnie jak nadopiekuńcza macoch, próbująca się ze mną zaprzyjaźnić. Co prawda nigdy nie miałam ojca, a co dopiero macochy, ale oglądałam już trochę seriali. Zanim się obejrzałam stałam już pod drzwiami mieszkania chłopaków. Odetchnęłam głęboko i zadzwoniłam dzwonkiem. Było strasznie cicho, jak na miejsce gdzie mieszka pięciu facetów. Zadzwoniłam znów. Znów nic. Sprawdziłam SMS od Natha. Adres się zgadzał. Zawahałam się przed naciśnięciem klamki, ale już minutę później wchodziłam do przedpokoju o ścianach w szarawym kolorze oraz panelach z ciemnego drewna. Pomieszczenie korytarz o długości jakiś 1,5 metra oświetlała długa lampa. Na ścinach wisiały zdjęcia i obrazy. Ponieważ fotografie przedstawiały chłopców byłam pewna, że trafiłam pod odpowiedni adres. Zamknęłam duże, ciemne drzwi i ruszyłam przed siebie. Po zrobieniu kilku kroków weszłam do przestronnego, wielofunkcyjnego pomieszczenia. Łączyło ono powiem przedpokój,
salon, kuchnie i jadalnię w jedno. Na środku części poświęconej wypoczynkowi stała duża, narożna, biała kanapa ustawiona po skosie względem ścian. Znajdowały się na niej trzy poduszki w odcieniach błękitu.Przy obu końcach sofy stały srebrne etażerki o szklanych blatach. Stały na nich lampy o białych abażurach, które idealnie komponowały się z resztą. Na frędzlowatym dywanie o dziwnym kolorze podchodzącym pod brąz, stał szklany stolik, a na nim wazon. Na ścianie po prawej z mojego punktu widzenia znajdowała się para drzwi, które dzięki temu, ze w większości zrobione były ze szkła, dostarczały pomieszczeniu bardzo dużo światła.Między nimi wisiała ozdoba kształtem przypominająca liść. Zapewne wychodziły na ogród.
Identyczne drzwi były na ścianie równoległej. Koło tej ściany stał także ciemny kredens oraz wisiały trzy obrazki.Salon od reszty pomieszczeń oddzielał kawałek ściany załączony białą kolumną oraz platforma, na której znajdowała się kuchnia i jadalnia.
- Halo? -powiedziałam dość głośno z nadzieją, ze ktoś się koło mnie pojawi, na przykład Nathan. Z niepokoję weszłam dalej w głąb pomieszczenia. Mogłam teraz ujrzeć także resztę parteru. Zaraz koło ścianki było kolejne drzwi prowadzące na zewnątrz. Na przeciwko nich zaś stał duży stów. Na ścianie, tak samo jak w przedpokoju, wisiała masa zdjęć. Na przeciwko drzwi, za stołem znajdował się aneks kuchenny. Wszystko zachowane w odcieniach szarości, bieli i ciemnego brązu. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i podniósł. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się. Niestety mój napastnik był zbyt silny.
- Mam intruza! Strasznie się wierci! - krzyczał znajomy głos. Mężczyzna, to chyba tej płci był mój porywacz, zaniósł mnie na górę i zamkną w łazience. Gdy tylko otrząsnęłam się z szoku, zaczęłam walić pięściami w drzwi.
- Wypuść mnie! Proszę! Co ja wam kurcze zrobiłam?! -ta sytuacja naprawdę zaczęła mnie denerwować.
- Co robisz w naszym domu?! -odezwał się oskarżycielsko kolejny głos, który kojarzyłam.
- Tylko mi nie mówcie, ze pomyliłam domy. -jęknęłam. Kiedyś dzięki takiej pomyłce poznałam Iana i Diane, ale mimo to, nie lubię takich sytuacji. - Nathan mnie zaprosił.
- Nathan? Nathan James Sykes? BabyNath? Nasz Nathan? Ten dzieciak? Maniak czapek? Tego z Gloucester? -jeden z właścicieli domu nie zamierzał skończyć zadawać pytań, gdyby nie drugi.
- Starczy Tom. nie wiem po co ja tu przywlokłeś, przecież to dziewczyna. Co by nam zrobiła?
- Ej! Ja to słysze! Możecie mnie wypuścić? -zapytałam z nadzieją, a drzwi sie tworzyły i znalazłam sie na korytarzu na piętrze. Przede mną stał Tom Parker we własnej osobie, a za nim chował się Max.
- Przepraszamy. Po prostu od tyłu wyglądasz strasznie. -powiedział Tom, za co dostał w głowę od Maxa.
- Teraz to "my"! A jak trzeba było pozmywać to "ty"! -oburzył sie łysol. Po chwili wyciągnął rękę w moją stronę. - Jestem Max, a ten tu to Tom. Miło poznać.
- Sue. Mi również.  -uśmiechnęłam się i uścisnęłam obu dłoń. -Nathan zaprosił mnie tu na obiad. Jeśli się nie mylę.
- Nie mylisz się. Gada o Tobie od dobrych kilkunastu godzin! Dziś wysprzątał całą chatę! Uwierz, musiał się chłopak napracować. Dopiero teraz miał chwile spokoju. Gdyby nie to, ze przyzwyczaił się do częstych hałasów, pewnie by Cie uratował. Przed chwilą zszedł na dół. Chyba powinnaś do niego dołączyć. Sie chłopaczyna zdziwi! -przemówił Tom, a mi po prostu chciało się śmiać. Dlaczego? Może dlatego, że Tom należy do tych osób, które gdziekolwiek się pojawią, aż promienieją ze szczęścia. Zaśmiałam się. -Dobra chodźmy, bo zgłodniałem.-chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów, które pokonaliśmy w zaskakująco szybkim tempie. Już po byliśmy na dole. Schody w domu chłopców znajdowały się w kuchni. Nie powiem, według mnie to dziwne miejsce na schody, ale w tym przypadku wyglądało to uroczo. Nathan był odwrócony do nas tyłem. Chłopak podśpiewywał coś po nosem w trakcie przygotowywania dania.Za mną stanął Max.
- Nathan! Masz gościa! -krzykną łysol nad moim uchem tak głośno, ze aż zakryłam je ręką. -Przepraszam. -rzucił już szeptem. Nathan odwrócił się i gdy tylko mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął.
- Sue. Dawno przyszłaś? -zapytał. Jejciu, jak on ślicznie wygląda. Jeszcze w tych czerwonych rurkach i białej bluzce w paski oraz z białą kieszonką na piersi.
- Jakiś czas temu. Dzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie reagował. -oznajmiłam podchodząc do Nathana. Oparłam się o blat.
- No tak, wczoraj zdarzył się pewien incydent i dzwonek nie działa. -powiedział pocierając nerwowo kark. Spojrzałam na niego z podniesioną brwią. - Chodź do jadalni. Za chwile podam obiad.
- A mogłabym pójść do łazienki? -zapytałam. Jejciu, nie lubię zadawać takich pytań. Zamiast Natha odpowiedział mi Max.
- Jasne, wiesz jak tam trafić. -zaśmiał się. Po chwili dołączył do niego Tom. Ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem i wyminęłam ich w drodze do schodów. Po chwili znajdowałam się w ubikacji. Pomieszczenie utrzymane jest w odcieniach czerni i bieli. Podeszłam do dużego lustra i przejrzałam się w nim. Dziś ubrana jestem w czarne spodnie i tego samego koloru koszulkę z krótkim rękawem. Na to założyłam niebieską koszule. Na mojej szyi znajdował się naszyjnik w kształcie serca, a na nogach czarne trampki. Zrobiłam wszystko co miałam zrobić i wróciłam do chłopaków. Gdy zeszłam na dół przy stole siedziało i rozmawiało całe The Wanted. Podeszłam i zajęłam miejsce koło Nathana. Pewnie z ich punktu widzenia wyglądało do bardziej niż dziwnie. Jakaś dziewczyny, która pewnie gdyby mogła uciekłaby z krzykiem, przysiada się do nich bez słowa.
- Sue, to jest Jay i Siva. -powiedział Nathan z uśmiechem. Indianin i loczek uśmiechnęli się do mnie. Zapadła niezręczna cisza. Wszyscy zaczęliśmy jeść.
- Jak tam w pracy? Nie miałaś przeze mnie kłopotów? -zapytał Nathan.
- Wszystko dobrze. Co prawda Diana trochę się denerwowała, ale tak to dobrze. -odpowiedziałam.
- Boisz sie nas? -zapytał Siva.
- Nie, skądże. Ale wiesz... Dwoje z was dziś zamknęło mnie w łazience. A Ty mógłbyś być koszykarzem. -powiedziałam całkiem poważnie, a Max i Tom się zaśmiali. Chyba zrobili to tylko dlatego, ze widzą o co chodzi z łazienką.
- Zamknęli Cie? W łazience? -zapytał Jay wskazując na Tomaxa. Pokiwałam twierdząco głową.
- Myśleli, że jestem włamywaczem. -uśmiechnęłam się. Jay i Siva zaczęli się śmiać. Dołączyli do mnich Max i Tom. Ta krótka rozmowa zapoczątkowała dłuższą, która trwała do godziny 23, kiedy to musiałam wracać.
Chłopcy są wspaniali. Tacy promienni. Cały czas się śmiałam. Stałam właśnie i ubierałam moje buty, które zdjęłam w trakcie wojny na poduchy, kiedy Nathan zapytał.
- Wracasz na nogach?
- Tak, do mnie jest stąd nie daleko. -uśmiechnęłam się. Chłopak nagle spochmurniał.
- Odprowadzę Cię. -powiedział i zaczął się ubierać.
- Nie musisz, dam sobie radę. -oznajmiłam wstając. Niestety po postawie chłopaka wiedziałam, ze moje sprzeciwy nie zmienią jego decyzji. Chwycił mnie z rękę i razem wyszliśmy na zewnątrz. Po moim ciele przeszedł dreszcz spowodowany niską temperaturą. Na szczęście Nath właśnie zamykał drzwi, więc tego nie widział.
- Prowadź. -uśmiechnął sie do mnie. Odwzajemniłam jego gest i ruszyliśmy do mojego mieszkania. Szliśmy w ciszy. Ludzi, którzy o tej godzinie przebywali na ulicach Londynu, można było na palcach policzyć. Znów przeszedł mnie dreszcz. Chłopak zdjął z siebie bluzę, którą założył przed wyjściem z domu, i nałożył ją na moje ramiona. Chciałam mu ją oddać, ale chłopak powiedział:
- Nie. Mi nie jest potrzebna tak jak tobie. Jeszcze będziesz chora i co? Twoja przyjaciółka dopiero mnie znienawidzi. -zaśmialiśmy się oboje. W trakcie tych kilku godziny opowiedziałam chłopcom dość dużo o Dianie, Ianie i Jasperze.
- Spokojnie. Tak źle nie będzie. Chyba. -powiadomiłam go.
- To mnie pocieszyłaś. -odpowiedział. Reszta drogi minęła nam na rozmowie i żartach.Gdy w końcu znaleźliśmy sie pod drzwiami mojego mieszkania, zapadła cisza.
- Świetnie sie bawiłam. Dziękuje. -powiedziałam oddając mu bluzę.
- Ja też. Musimy to kiedyś powtórzyć. -żadne z nas nie wiedziało co teraz zrobić. Chłopak niepewnie zbliżył się do mnie i przytulił. -Pa. 
- Pa. -uśmiechnął się ostatni raz, apotem zniknął. Po cichu weszłam do mieszkania. Zamknęłam drzwi i skierowałam się do siebie. Gdy już byłam w moim azylu zrzuciłam z siebie ubrania i położyłam się spać. Ten dzień na pewno zapamiętam na długo.

*******************************************************************************
Witam! 
Mam nadzieje, ze rozdział wam sie podoba?
Według mnie może być. 
Jaycee usuwałam sprawdzanie, ale chyba coś mi nie wyszło. 
Ustawie to jeszcze raz. Mam nadzieje, ze teraz tego już nie będzie. ;]
Ciesze sie, że tak na was zadziałało moje opowiadanie. Chodzi mi o racuchy. :D 
Dziękuje bardzo za komentarze!
Juz w następnym rozdziale dowiecie się, co pisało w tym liście! 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland †

17 kwietnia 2013

Czwarty

Diana
Dziś niedziela. To mój ulubiony dzień tygodnia.W dodatku obie z Sue mamy wolne. Cud, a raczej nowa kelnerka. Siostrzenica państwa Swann. Pierwszy dzień w pracy, a ona już musi się użerać z Olivią. Biedactwo. W sumie, to Ian też ma dziś wolne. Koniec świata! Wszyscy mamy dziś wolne! Rzadko kiedy zdarza się coś takiego. Przeważnie to tylko jedno ma wolne, a drugie jak już, to dzień po pierwszym. Siedzimy teraz wszyscy u Sue w pokoju i zaczynamy oglądać trzecią część Piratów z Karaibów. Wszyscy jesteśmy wielkimi
fanami tego typu filmów. Zbliżała się 14, więc pewnie za niedługo zrobimy sobie przerwę i pójdziemy coś zjeść. Potem wrócimy, skończymy oglądać przygody mojego ulubionego kapitana i weźmiemy się za Władce Pierścieni.W momencie, kiedy Barbossa, Will, Elizabhet i reszta płyną ratować Jacka, telefon Sue zaczął dzwonić. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz, uśmiechnęła się i wyszła. Jasper dziwnie się na nią spojrzał, ale już po chwili znów zapomniał o całym świecie i zaczął oglądać. Wracając do tematu Willa. Czy tylko ja uważam, ze Orlando Bloom wygląda mega sexownie w tej roli? Zresztą jako Legolass też. Ja się pytam, czemu nie znam żadnego tak przystojnego faceta, jak Orlando Bloom, Johnny Depp lub George Clooney? Czemu?! Moje użalanie się nad własnym losem przerwała Sue, która gwałtownie otworzyła drzwi.
- Idę do Nathana na obiad. Nie wiem kiedy wrócę. Nic mi nie będzie.-oznajmiła szybko i wyszła. Nie wiem co się stało Jasperowi, ale chłopak jeszcze szybciej niż dziewczyna pobiegł za nią. Spojrzałam na Iana, który tak jak ja nie wiedział o co chodzi. Gdy tylko usłyszeliśmy krzyki oboje zerwaliśmy się i dołączyliśmy do naszych gołąbeczków. 
- Sue! Nigdzie nie idziesz! Nie pozwalam Ci! -wrzeszczał na dziewczynę Black. 
- Nie jesteś moją matką! Nie masz  prawa mi rozkazywać! Zresztą nawet go nie znasz! -odgryzła sie Morre. Ona powiedziała do niego "matką"? Nie powinno być ojcem? Dobra, nie wnikam.
- Proszę państwa, Sue Morre wychodzi na prowadzenie. -szepnął mi do ucha Ian. Cicho sie zaśmiałam. On zawsze sobie ze wszystkiego żartuje. Taki już jest. Na szczęście. I nieszczęście. Oh, już sama nie wiem, czy to jego wada, czy zaleta.
- Ale jestem twoim przyjacielem i sie o Ciebie martwię! -Jasper znów się odezwał.
- Wypchaj się. -odpowiedziała mu Sue i wyszła trzaskając drzwiami. Jasper zacisnął dłoń w pięść. Chłopak jest bardzo porywczy i kiedyś, po kłótni z Sue, rozbił mój ulubiony wazon. Tak na niego nakrzyczałam, ze bał się do nasz przyjść przez dwa tygodnie. 
- Przesadziłeś stary. Przesadziłeś. Nie mogłeś się opanować? - zapytał go Ian. Widziałam po minie mojego brata, ze jeszcze trochę i wybuchnie śmiechem. Nie, Ian Dixon nie potrafi być poważny. On nie zna takiego słowa jak powaga. Jasper spojrzał na niego gniewnie. - Dobra. Kto jest głodny? Zrobię coś do jedzenia. -zapytał i sam sobie odpowiedział. Cały on. 
- Ja już pójdę do siebie. Siema. -takim oto sposobem zostałam sama. Moja przyjaciółka poszła na spotkanie z gwiazdorem, mój brat wrócił do swojej ukochanej kuchni, nawet Jasper sobie polazł. Postanowiłam dołączyć do jedzeniodawcy. Gdy tylko stanęłam koło mojego brata, poczułam wspaniały zapach. Racuchy. Ian często przygotowuje różne rzeczy wcześniej. - Chyba będziemy musieli zjeść wszystkie sami. - odezwał się. 
- Och, jaka szkoda.-powiedziałam smutnym głosem.- Jakoś mi to nie przeszkadza. 
- Jesz więcej ode mnie, a jesteś chuda jak patyczak. Jak Ty to robisz?! - zaśmiał się Ian w, trakcie nakładania na talerz mojego obiadu. Zachichotałam w odpowiedzi na jego pytanie. - Smacznego 
- Dziękuję. - podziwiałam mu i usiadłam na krześle przy blacie. On coś jeszcze do mnie mówił, ale te racuchy... Cudo!! Takie puszyste. W dodatku Ian dodał brzoskwinie. Jejciu... Niebo w gębie. Raj na ziemi. I.... Dobra inne określenia nie przychodzą mi do głowy.  Ale normalnie bomba! A nie, jednak jakieś jeszcze sie znalazło. 
- Diano Elenor Dixon! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!?! - Ian tak na mnie wrzasnął, ze aż podskoczyłam. Czy on połknął jakiś megafon, że jest taki głośny? To już chyba na zawsze pozostanie tajemnicą.
- Nie. Zachwycam się tymi wspaniałymi racuchami. -odpowiedziałam mu całkiem poważnie i wróciłam do jedzenia. On tylko zrobił tak zwanego face palma. 
- Jak to możliwe, ze jesteś moja siostrą? -zapytał uważnie mi sie przyglądając. 
- To chyba przez geny braciszku. -uśmiechnęłam się do niego szeroko i wstawiłam talerz do zlewu. Już chciałam wrócić oglądać, kiedy Ian musiał mnie zatrzymać. 
- O nie moja panno! Dziś Ty zmywasz! -chłopak wcisnął mi do ręki jakąś szmatkę i poleciał do pokoju Sue.
- Tylko nie oglądaj beze mnie! -wrzasnęłam za nim i zaczęłam zmywać. Musiałam się śpieszyć, jeśli chciałam dalej oglądać. Ian jest bardzo niecierpliwy. Szybko uwinęłam się z robotą i wróciłam do mojego brata, który o dziwo czytał coś na przedpokoju. Chyba jakiś list. Nie miał za wesołej miny. Stanęłam za nim i spojrzałam przez jego ramię na kawałek papieru. 
- Co tu masz? -zapytałam. Nie spodziewałam się, że to co jest tam napisane, tak zepsuje mi humor. 

*******************************************************************************
Jak ja lubię takie zakończenia! 
Znaczy tylko u siebie. :D 
Na wyjaśnienie poczekacie sobie jeszcze trochę, 
bo kolejny rozdział będzie opisywał spotkanie Sue i Nathana.
Rozdział zaczełam pisać dwa dni temu i kończyłam dzis. 
BRAK CZASU!
Więc nie zdziwcie się, jeśli za tydzień rozdział się opóźni.
Chociaż nie, testy gimnazjalne są za tydzień?
No tak, czyli mam trochę wolnego. :D 
Ale zapewne pójdę na dwór i pewnie będę się tez musiała uczyć. ;/
I jeszcze inne blogi.. 
Oesu. 
Ja chcę wakacje! 
Dobra, kończę. 
Prosze jeszcze o komentarzę.
I bardzo dziękuje za te pod poprzednim rozdziałem. ♥

Alice in Wonderland †

8 kwietnia 2013

Trzeci

Sue
 
Nie lubię pracować po południu. Mimo iż mogę się wyspać. To właśnie pod czas mojej zmiany jest najwięcej ludzi. Późny obiad, deser, kolacja. Zbliżała się 20. Czyli wyczekiwana godzina zamknięcia. Ostatni klienci właśnie wychodzili. Jeszcze moment, chwila i... Szybko podbiegłam do drzwi i już zamknęła. Zasunęłam rolety i ruszyłam do kuchni. To puste już pomieszczenie było jedynym, w którym nie musiałam sprzątać. Z szafki wyciągnęłam wszystko co było mi potrzebne, założyłam słuchawki na uszy i wzięłam się za sprzątanie sali. Jak już muszę sprzątać, to tylko przy muzyce. Nie zajęło mi to długo, ale wiadomo... Każdy po ciężkim dniu chce jak najszybciej znaleźć się w domu. Gdy po godzinie spędzonej że szmata w ręku, cała restauracja wyglądała dobrze i była gotowa na jutrzejszych gości, w końcu mogłam wrócić do domu. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi usłyszałam krzyk dochodzący z kuchni.
- Chodź tu! Musimy porozmawiać!- moja przyjaciółka najwyraźniej się niecierpliwiła. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, w którym Ian coś pichcił, moja przyjaciółka spiorunowała mnie wzrokiem.
- A tobie nie dość?! W pracy i w domu też?! Nie, że mam coś przeciwko, ale ja Cie czasami nie rozumiem. -usiadłam na krześle. Nasz mistrz kuchni się zaśmiał.
- Muszę, bo moja siostra miała nie przyjemne spotkanie z tostami z Nutellą i ogórkami i musi się pozbyć tego smaku. -oznajmił i wrócił do gotowania podajże rybę.
- Co ona zjadła?! -zapytałam, bo nie wierzyłam w to co usłyszałam. Ian zaśmiał się, a Diana tylko głośno westchnęła.
- Opiekowałam się Harrym i kazał mi zjeść tosty z Nutellą i ogórkami. Były okropne.- dziewczyna skrzywiła się na to wspomnienie,a ja zaczęłam się śmiać jak opętana. Ten dzieciak to ma dopiero pomysły. - Cha cha cha. Bardzo śmieszne, Ty lepiej powiedz dlaczego dzisiaj gdy weszłam do mieszkania ujrzałam Ciebie i Nathana na kanapie śmiejących się? -w pomieszczeniu nagle  zapadła cisza, która przerwał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć!- krzyknęłam i pędem ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i od razu pożałowałam.
- Czy Ty zwariowałaś?! Przecież to mógł być jakiś zboczeniec! I jeszcze nie odbierasz telefonów! -Jasper był wściekły. I to bardzo. Czasami zachowuje się jak mój ojciec, a nie jak przyjaciel.
- Tak, mi także miło Cie widzieć. Wejdź. -zamknęłam za nim drzwi i razem wróciliśmy do rodzeństwa Dixon. Najwyraźniej Ian skończył już gotować, bo na blacie stały 4 talerze z jedzeniem. Każdy wziął dla siebie i bez mojej zgody skierował się do mnie do pokoju. Jak matkę kocham, jeszcze trochę a zamontuje w drzwiach zamek! Dla tego, ze szłam na końcu, musiałam usiąść na podłodze. W moim własnym pokoju nie mogę zając wygodnego miejsca po kilku godzinach pracy!
- Czekamy na wyjaśnienia. -powiedziała Diana przyjmując postawę tej złej.
- No co, byłam w sklepie, zabrakło mi kasy, Nathan mi pożyczył, zaprosiłam go na kawę i jakoś tak wyszło, ze nie zauważyłam, że telefon się rozładował. -powiedziałam i wróciłam do jedzenia ryby z frytkami.
- Ale to nie zmienia faktu, ze to do Ciebie nie podobne! -krzyknął Jasper. - On mógł być gwałcicielem!
- Ale nie jest! Jest gwiazdą muzyczną i zwyczajnym chłopakiem! -krzyknęłam na moich rodziców. Ian był najwyraźniej tym wszystkim znudzony, ale oglądał nas z zaciekawieniem.
- Właśnie! To chyba jeszcze gorzej! Co by się stało, gdyby paparazzi zrobili by wam zdjęcie?! Co byś zrobiła gdyby oskarżyli was o bycie parą?! Zniosłabyś hejterów?! -Diana była już wściekła. Dobrze wiedziała o czym mówi. Spotykała się kiedyś z jakimś muzykiem. Co prawda nie był sławny i szybko o nim zapomniano, ale miał kilkadziesiąt fanek, które obrażały ją cały czas. Z tego co opowiedział mi Ian, bardzo to przeżyła.
- Ale tak się nie stało i nie stanie. A nawet jeśli, to przecież zawsze można wszystko wytłumaczyć. -powiedziałam odkładając talerz na półkę.
- Możemy już skończyć ten temat. Prawdą jest, ze to, że tak szybko się zakolegowali jest dziwne, jeśli chodzi o Sue. A co do tego, że Nathan jest gwiazdą, to przecież nasza mała Moore da sobie rade. -Ian stanął w mojej obronie. -Możemy już oglądać?
- No tak, czego innego można było się po tobie spodziewać. -Diana wzięła wszystkie talerze i zaniosła je do kuchni. My w tym czasie włączyliśmy film, i gdy wróciła wszyscy zaczęliśmy w skupieniu i ciszy oglądać jakiś horror.

 *******************************************************************************
WITAM!
 Nie podoba mi sie ten rozdział.
Mogłam go lepiej napisać. :C
Ale cóż, tak jakoś wyszło. 

Dodałam nową stronę. 
Szablon. 
Dopiero zamówiłam, ale jak wszystko dobrze pójdzie 
to pewnie niebawem pojawi się on na blogu. :D

Dziękuje za wszystkie komentarze. ♥
Są takie wspaniałe, a ja co?
Publikuje to "coś" 
Wstyd mi. :C

Kolejny rozdziała mam już w głowie.
Ale niestety było zebranie... I muszę poprawiać oceny.. 

Postaram się napisać nowy rozdział na czas, a teraz przepraszam jeśli ten post wygląda dziwnie. No to do środy! 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland.

3 kwietnia 2013

Drugi

Diana.

Zbliżała się 15, jestem głodna i zmęczona. Mam dość tej pracy, na szczęście za niedługo kończę. W restauracji jest tylko jakaś para, więc jedyne co mogę robić, to nudzić się. Oczywiście mogę jeszcze posprzątać, pogadać z moim bratem i Olivia, dziewczyna która też tu pracuje i podrywa mojego brata. Tylko jest jeden problem. Jestem bardzo leniwa.Moje rozmyślania o niczym przetrwały mi wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnęłam telefon i odebrałam nie patrząc nawet na to kto dzwoni.
- Halo.
- Diana! Od dwudziestu minut dzwonię do Sue i nic! Nie odbiera! - usłyszałam spanikowany głos Jaspera. Zdarza się, że się zastanawiam, czy on czasem nie jest babą.
- Spokojnie, zaraz powinna przyjść mnie zmienić. Jak się nie pojawi pójdę sprawdzić co się z nią dzieje. -chłopak jeszcze coś mówił, ale ja go już nie słuchałam tylko się rozłączyłam. Odczekałam te kilka minut do piętnastej z nadzieją, ze moja przyjaciółka przyjdzie wcześniej, ale nic. Poszłam do kuchni.
- Sue nie ma. Nie odbiera telefonów. Idę sprawdzić co z nią. -powiedziałam do mojego brata, który coś pichcił i Olivi, która cały czas nawijała. Znam Iana i wiem, ze ona wcale mu się nie podoba. Ba, powiem więcej, on jej nie lubi. Jak każdy. Ruszyłam schodami do naszego mieszkania. Nacisnęłam na klamkę i z ulga stwierdziłam, ze drzwi są otwarte.
- Sue! Cholera co ty telefon do rzeki wrzuciłaś, że nie odbierasz od Jaspera?! -zaczęłam krzyczeć wchodząc do salonu, bo właśnie z tego pomieszczenia słyszałam jakieś śmiechy. To co tam ujrzałam przeszło moje najmniejsze oczekiwania. Moja przyjaciółka leżała na kanapie łaskotana przez Nathana Sykesa z The Wanted!
- Zamknij gębę, bo Ci mucha wleci. -powiedziała do mnie Sue i znów zaczęła się śmiać. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moja szczęka praktycznie leży na podłodze. Szybko zamknęłam usta.
- Po pierwsze, co z twoim telefonem? -zaczęłam przesłuchanie.
- Rozładował się, a ja straciłam poczucie czasu. Przepraszam.- stanęła koło mnie i zrobiła smutną minkę. Przewróciłam tylko oczami.
- Ogarnij się i zadzwoń do Jaspera, bo za chwilę będzie dzwonił na policje, do szpitali i nie wiadomo gdzie jeszcze.- powiedziałam podchodząc do szatyna, który przyglądał nam się z boku.Podałam mu rękę na przywitanie.- Diana Dixon. Miło poznać.
- Nathan Sykes. Mi również. -powiedział uśmiechając się do mnie. - Ja już będę się zbierać.
- Szkoda, ale jakby co, to zadzwoń. Spotkamy się, pogadamy. -odpowiedziała mu Sue. Ej, czy mi się wydaje, czy oni zachowują się jakby znali się całe życie?
- Jasne. - jedyne co usłyszałam z ich dalszej rozmowy pod czas drogi do drzwi. Byłam zmęczona, śpiąca i brudna. Normalnie cudownie. Ruszyłam do mojego pokoju. To średniej wielkości pomieszczenie utrzymane jest w różnych odcieniach fioletu. Tak jak kuchnia jest królestwem Iana, tak to pomieszczenie to mój azyl. Sufit oraz ściana na której jest więcej okien są jasnofioletowe, natomiast pozostałe są ciemnofioletowe. Podłoga jest wyłożona jasnymi panelami. Po prawej od drzwi stoi łóżko z ciemnego drewna z baldachimem. Aktualnie leży na nim ciemnofioletowa pościel. Na przeciwko łóżka stoi lustro, a obok niego jasny fotel. W rogu stoi manekin, koło niego zaś jest toaletka. Zaraz obok jest pufa w fioletowo-białe wzorki. Na ścianie po lewej od drzwi po przywieszanie są zdjęcia, pocztówki i różne inne rzeczy. Po całym pomieszczeniu porozrzucane są moje buty, jakieś kartki. Ogólnie panuje tu bałagan. Z komody, która stoi koło drzwi wyciągnęłam świeżą bieliznę i ruszyłam do łazienki. Gdy tylko wyszłam z pokoju usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. To oznacza jedno. Sue już nie ma.Nalałam wody do wanny, włączyłam muzykę na telefonie i zanurzyłam się w cieplutkiej wodzie. To jest to, czego mi trzeba. Niestety
zawsze w takich momentach musi zadzwonić mój telefon. Na prawdę, jeszcze trochę i całkowicie zrezygnuje z tego przeklętego urządzenia.
- Słucham.
- Diana! Kochanie Ty moje, mam prośbę. -usłyszałam piskliwy głos Elizabeth Swann. Jest to kobieta, która mieszka w naszej kamienicy. Pracuje w jakiejś korporacji.  Żona Antoniego Swanna, mojego szefa oraz matka dziewięcioletniego Harrego, którym często się opiekuje.- Dostałam nagłe wezwanie i muszę zostać jeszcze w pracy, a moja siostra tez musi już iść. Mogłabyś zająć się Harrym do 20?
- Oczywiście, zaraz pójdę zmienić pani siostrę.-powiedziałam najmilszym głosem jakim potrafiłam.
- Dziękuje. Jesteś wspaniała.-powiedziała i się rozłączyła. Ten świat mnie chyba nienawidzi. Nie zostało mi nic, jak iść tam i zająć się tym diabłem wcielonym.

                     PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ            MIESZKANIE PAŃSTWA SWANN                         


Siedziałam właśnie na kanapie razem z Harrym. Oglądaliśmy jakieś bajki. Mnie to nie interesuje, ale cóż.
- Głodny jestem. -oznajmił chłopak i skierował się do kuchni. Z wielką niechęcią wstałam z wygodnej kanapy i ruszyłam za nim. Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, ze małolat stoi z głową w lodówce.
- Na co masz ochotę? Może tosty?
- Okej, ale ja chcę z Nutellą i ogórkami.- ogłaszam wszem i wobec, iż osobnik gatunku ludzkiego zwany Harry Małolat Swann jest najdziwniejszym dzieciakiem jakiego poznałam. Z szafki wyciągnęłam toster i podłączam go do prądu. Przygotowałam wszystko i już po chwili tosty były gotowe.
- Smacznego.- położyłam talerz przed Harrym. Chłopak wziął do ręki jedzenie, obejrzał je dokładnie i ugryzł, po czym wypluł na stół to, co przed chwilą było w jego ustach.
- Nie smakuje mi. Ty to zjedz, albo powiem rodzicom, że chciałaś mnie otruć. - już drugi raz tego dnia moja szczęka leży na ziemi. Udusiła bym tego bachora, ale jakoś perspektywa siedzenie kilu lat w więzieniu nie jest zachęcająca. Spojrzałam na niego, a on tylko głupi się uśmiechnął i podsunął mi talerz po nos.
- Czemu jak Sue się tobą opiekuję to nie wyciągasz jej takich numerów? - powiedziałam patrząc na niego podejrzliwie jedząc przy tym to coś.
- Nie twój interes! - krzyknął na mnie. - Lepiej jedz.
 - Moment, Tu się w niej zakochałeś! - podniosłam głos zadowolona, że się domyślam. Małolat chyba już dobrze wie, że ze mną nie wygra i spuścił głowę. Z powodu mojej euforii wzięłam dość duży gruz tosta, co skutkowało moim zadławieniem się.- Te tosty są okropne.
- Co nie? Prawdę mówiąc, współczuje Ci, że musisz je jeść, ale tak troszeczkę. -zaśmialiśmy się oboje.
- Dzięki, chyba. - resztę wieczoru spędziliśmy w dość miłej atmosferze. Oczywiście nie odbyło się bez żartów małego geniusza. Ja na prawdę nie wiem, czy on jest jakimś kosmita, że jest taki mądry mimo swojego młodego wieku, czy może właśnie opiekuję się potomkiem Einsteina? Tego to ja się chyba nigdy nie dowiem, ale wiem, że ten dzień mogę zaliczyć do tych, w których dzieje się dużo rzeczy. Nie koniecznie złych rzeczy. 

*******************************************************************************
 Hejo!!
 Dodałam trochę wiecej obrazków do tego rozdziału. 
Chyba będę starać się dodawać ich jak najwięcej. xD

Dziękuje za komentarze.
Mam nadzieje, że chociaż troszeczkę was zaskoczyłam z tym, że ten tajemniczy chłopak, to Nathan. :C
Ja to bym się pewnie domyśliła. xD

Jaycee twój długaśny komentarz zmotywował mnie do pisania. xD 
Zresztą jak każdy, ale twój był taki długiii...
*O*
Szkoda, ze ja nie umiem pisać takich długich. :C 

Mam jeszcze jedną prośbę, możecie zagłosować w ankietach? 
Z góry dziękuje. ♥

Dobra!  Kończę i idę się uczyć, jeśli to co robię można nazwać nauką. xD

Pozdrawiam, Alice in Wonderland.

27 marca 2013

Pierwszy.

Sue.


Miłość? To użycie którego nigdy nie poznałam. Co innego zauroczenie. To to chyba każdy przeżył przynajmniej raz. Ale miłość to co innego. Większość ludzi poznała to uczucie. Zarówno miłość do kogoś, jak i miłość kogoś. Już pod najmłodszych lat większość ludzi kocha swoich rodziców, rodzeństwo, dziadków... Oni też ich kochają. Ja miałam zupełnie inaczej. Moje życie zawdzięczam gwałtu. Moja matka miała zaledwie 17 lat kiedy przyszłam na świat. Nie chciała mnie, bo przypominałem o czymś, czego nie chciała. O  nim. O tym draniu, który ja skrzywdził. Moje dzieciństwo spędziłam z ludźmi, którzy mieli mnie gdzieś. Jedyną osobą, dla której miałam jakieś znaczenie był Jasper. Oboje nie mieliśmy nikogo. Rozumiemy się bez słów. Jakbym miała spędzić z kimś wieczność, to na pewno wybrałabym jego. 
- Ian proszę Cie! Za pół godziny muszę wychodzić! Pospiesz się!- moje poranne rozmyślenia przerwały krzyki Diany w codziennej bitwie o łazienkę. Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:24. Rozejrzałam się po moim pokoju. Jest to małe pomieszczenie o białych ścianach. Mieszkanie, które wynajmujemy jest na ostatnim piętrze kamienicy, dlatego sufit jest lekko skośny. Na ścianie ma przeciwko drzwi wejściowych do pokoju wisi mały telewizor, który kupiłam po prawie dwóch latach oszczędzania. Pod nim stoi mała drewniana komoda, w której trzymam bieliznę i inne drobiazgi. Na niej znajdują się dwa obrazy i jakieś drobiazgi. Zaraz koło komody stoi biały fotel, na którym jak zawsze wiszą jakieś ciuchy. Po jego prawej stronie są drzwi balkonowe. Dalej jest niska półka, na której leżą moje książki oraz dwa zdjęcia. Na przeciwko niej stoi jednoosobowe łóżko, na którym często z moimi przyjaciółmi przesiadujemy oglądając jakiś film. Podeszłam do komody i wyciągnęłam z nie świeżą bieliznę. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi do moich uszu dobiegły kolejne krzyki.
- Diana! Przestań się drzeć! Zaraz wychodzę! -teraz to Ian krzyczał na swoją siostrę.
- To się pośpiesz! Za 20 minut muszę być w pracy! - zostawiłam skłócone rodzeństwo i ruszyłam do kuchni. Jest to pomieszczenie, o które Ian, jak na kucharza przystało, dba najbardziej. Ściana, która oddziela salon od kuchni jest zrobiona z cegły i nie pomalowana. Wisi na niej okap, a pod nim stoi kuchenka i szafka. Prz ścianie obok stoi lodówka oraz szafki, które tworzą tak jakby literę U. Na szafkach stoją różne rośliny, przyprawy, naczynia i inne rzeczy potrzebne do gotowania i nie tylko. Przy ścianie równoległej do lodówki stoi komoda rzeczami takimi jak koszule Iana, albumy, płyty... Dalej stał stół, dwa krzesła i taboret. Podeszłam do lodówki i otworzyłam ja. Pustki. Nie licząc mleka, kilku jajek i masła nie było tam nic. No cóż, chyba nie mam wyboru. Muszę zjeść płatki. Przygotowałam wszystko i już po dwóch minutach jadłam śniadanie.
- Siema młoda. Co tam? -dosiadł się do mnie już ubrany Ian.
- Pustki w lodówce. Zrób listę co trzeba kupić to pójdę do sklepu. -oznajmiłam bez większych uczuć.
- Masz kasę, czy Ci pożyczyć? -zapytał robiąc sobie to samo do jedzenia co ja. -A lista wisi już od dwóch dni na lodówce.-dodał.
- Mam, ale nie wiem czy wystarczająco dużo znając Ciebie. -zaśmialiśmy się oboje.
- A co tu tak wesoło? Czyżby sojusz wojenny? -zmierzyła nas wzrokiem moja przyjaciółka, która w błyskawicznym czasie zdążyła się ogarnąć.Ubrana dziś była tak jak zawsze do pracy. Czarna spódnica, biała koszula z krótkim rękawkiem z kołnierzykiem i guzikami. Na to miała już narzucony fartuch. Wszyscy pracujemy w restauracji, która znajduje się na parterze kamienicy. Ian jako kucharz a my jako kelnerki. Dziś to Diana idzie na rano, a ja mogę trochę odpocząć przed pracą. Chodziarz w tym domu to praktycznie nie możliwe. Ian i Diana mają kredyt do spłacenia i oboje próbują jak najwięcej zarobić. A ja po prostu staram się im pomóc i sprzątam całe mieszkanie, robię zakupy.
- Ależ skąd że. -odpowiedział Ian i znów się zaśmiał. Dziewczyna tylko przewróciła oczami. -Dobra chodź, bo się spóźnimy.
- Nie musiałbyś się martwić, gdybyś się pośpieszył w łazience. -oznajmiła Diana, ale chłopak najwidoczniej tego nie słyszał, bo był już przy drzwiach.- Kochanie, idziesz dziś na zakupy?
- Idę, a co? -popatrzałam na nią.
- Podpaski się skończyły. Jak coś to weź trochę kasy ode mnie. Wiesz gdzie jest! - ostatnie zdanie wykrzyczała, bo już biegła do drzwi. Ona tak zawsze. W ostatniej chwili mówi, że coś trzeba kupić. Nie zostało mi nic, jak iść do tego sklepu. Ale najpierw to trzeba się trochę ogarnąć. Pozmywałam naczynia i skierowałam się do łazienki. Podłoga w tym małym pomieszczeniu wyłożona jest panelami z ciemnego drewna. Ściany są do połowy wyłożone kafelkami. Nie licząc ostatniego rzędu, który jest czarny, wszystkie są białe. Reszta ściany pomalowana jest na biało. Na ścianie na przeciwko drzwi jest okno, a zaraz koło niego stoi wanna. Z zewnątrz jest ona czarna, a w środku biała. Zdarzyło się, że po imprezie spaliśmy w niej w czwórkę. I się wyspaliśmy. Ja nie wiem, jak to jest możliwe, ale po alkoholu wszystko da się zrobić. Po prawej jest ubikacja. A po lewej szafka z umywalką oraz lustro. Na środku leży pomarańczowy dywan. Ściągnęłam z siebie piżamę i wzięłam szybki prysznic. Po pięciu minutach stałam już przed szafą na korytarzu szukałam ubrań. Ponieważ nasze mieszkanie jest dość małe, a w moim pokoju nie ma miejsca na szafę, stoi ona na przedpokoju. Jest dość duża, więc wszyscy trzymamy tam ubrania.Wyciągnęłam zwykłe jeansy, którym podwinęłam trochę nogawki, szary sweter zakładany przez głowę i baleriny w kwiaty. Szybko się ubrałam, wzięłam pieniądze, listę zakupów, telefon oraz kluczę i wyszłam uprzednio zamykając drzwi.
Pogada dzisiejszego dnia nie była jakaś wspaniała, było chłodno i wiał wiatr. Nie najgorzej jak na wrzesień. Mimo to na ulicach Londynu była dość dużo ludzi. Ktoś śpieszył się do pracy, ktoś spacerował z psem, zakochani szli trzymając się za ręce... Wszyscy tacy szczęśliwi. Czasami zastanawiam się, co ja robię na tym świecie? Po co się urodziłam? Jeszcze nie wiem, ale wiem, ze się dowiem, bo każdy z nas urodził się po coś.
Nawet się nie zorientowałam, a byłam już przy moim ulubionym sklepie. Tak jak restauracja w której pracuje, znajdował się on na parterze kamienicy. Znam tu praktycznie całą obsługę, w końcu pracowałam tu kiedyś. Weszłam do środka, a dzwonek zawieszony nad drzwiami zabrzęczał. Właścicielka, pani Moore to starsza kobieta, która ma na karku już 70 lat. Zawsze dobrze się dogadywałyśmy, może też dlatego, ze mamy identyczne nazwisko.Prowadzi ten sklep z małą pomocą Samanty, jej wnuczki. Ta młoda dziewczyna, bo zaledwie siedemnastoletnia, pomaga babci jak tylko może. Ma dobre serce i zawsze jak przychodzę na zakupy zatrzymuje m nie i rozmawiamy.
- Sue! -krzyknęła do mnie za jakiś kartonów. Pewnie mieli dostawę.
- Sam! -także wykrzyczałam jej imię i poszłam ją przytulić po drodze biorąc koszyk. Jest to sklep samoobsługowy, bo gdyby było inaczej to jedna ekspedientka nie dałaby rady.
- Jak tam w pracy? Nie tęsknisz za nami? -zaśmiała się.
- Obleci. No i trochę tęsknie, ale tam mam bliżej i trochę lepiej zarabiam. A wiesz jak to jest, liczy się każdy grosz. -puściłam do niej oczko. Ta dziewczyna emanuje taką radością, ze aż szok.
- No tak, co racja to racja. Ale teraz muszę już iść, bo znów dostanę ochrzan, a Ty się pewnie śpieszysz. -przytuliła mnie jeszcze raz i już jej nie było. Pewno jakbym przyszła później, gdy jest więcej ludzi to siedziałaby przy kasie, ale teraz ma trochę luzu i może rozpakować dostawę. Ruszyłam na samotny podbój sklepowych półek. Ser, szynka, majonez, ketchup, Nutella, mleko, masło... Byłam właśnie przy słodyczach i tak wczytałam się w listę, ze nie zauważyłam, ze z naprzeciwka ktoś idzie. Ja, jak to ja, zachwiałam się i prawie upadłam, ale zakapturzona postać w ostatniej chwili mnie złapała. Z koszyka też wszystko ocalało.
- Przepraszam. Nie zauważyłem Cię. -tłumaczył się chłopak w okularach przeciwsłonecznych. Zaczynam sie bać, Kaptur, okulary... Złodziej? Nie na pewno nie.
- Nie to ja przepraszam. I dziękuje za uratowanie mnie i moich zakupów. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
- To dobrze. Jeszcze raz przepraszam. -powiedział i najzwyczajniej w świecie poszliśmy oboje w inne strony, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Poszłam jeszcze po te podpaski dla Diany i skierowałam się do kasy. Tam oczywiście zaczęłam rozmawiać z Sue spoglądając przy tym na licznik. Zaczęłam się niepokoić, bo cena rosła i rosła.
- 180£.-powiedziała spokojnie Sam pomagając mi przy okazji pakować zakupy siatek. Sprawdziłam ile mam w portfelu.
- Kurcze. Brakuje mi 10£- powiedziałam do niej.
- Wiesz, że nie mogę Ci odpuścić. Musisz coś zostawić. -powiedziała ze smutkiem.
- A nie masz pożyczyć? Oddam Ci. -powiedziałam błagalnym tomem i zrobiłam oczka szczeniaczka. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Proszę. Nie musisz oddawać -nieznajomy podał potrzebne mi pieniądze Sam.
- Dziękuje. Na prawdę życie mi ratujesz. Już drugi raz dzisiaj. -powiedziałam biorąc do ręki moje już zakupy. - Mogę Ci się jakoś odwdzięczyć? 
- Niech pomyślę, chyba tak. Dasz się zaprosić na kawę? -zapytał chowając do ręki kilka paczek skittelsów.
- Czemu nie. Ale proponuje, żebyś wpadł do mnie. Nikt nie będzie wydawał pieniędzy.
- Czemu nie, a daleko mieszkasz? -zapytał próbując wziąć jedną z moich toreb. Widząc, ze nie jestem zadowolona z tego powodu dodał. -Daj, pomogę Ci.
- 5 minut drogi stąd. -powiedziałam oddając mu siatkę.
- Więc jak masz na imię? -zapytał kiedy tylko wyszliśmy ze sklepu.
- Sue. Uprzedzam twoje późniejsze pytania. Mam 19 lat, pracuje jako kelnerka, mieszkam z przyjaciółmi, jestem wolna. -uśmiechnęłam się do niego.
- Tego ostatniego ni musiałaś mówić, ale fajnie wiedzieć. -zaśmialiśmy się oboje.
- A Ty? -zapytałam, przecież muszę wiedzieć. Skoro on wie. Nic nie powiedział tylko spuścił głowę.- Coś się stało? Ja chyba Ci trochę więcej powiedziałam. -powiedziałam z udawanymi wyrzutami. Niestety jestem marną aktorką, i już po chwili zaczęłam się śmiać. Chłopak jedynie się uśmiechnął.
- Wolałbym opowiedzieć o sobie, jak będziemy gdzieś sami. -dobra, ogłaszam wszem i wobec, ze na prawdę, zaczynam się bać! Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Gdy tylko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do mieszkania zaczął nawijać.
- Po pierwsze, gdzie mam to postawić? -wskazał głową na reklamówki. -Po drugie, to nie chciałem rozmawiać na ulicy, bo nie chciałem, zęby ktoś nas usłyszał.  
- Reklamówki do kuchni, ciuchy połóż na kanapie w salonie. -pokazałam na pokój o białych ścianach. W tym domu chyba każde są takie, ale nie jestem pewna. W owym pomieszczeniu są trzy okna, które dają bardzo dużo światła. Na środku stoi kanapa, na której jest dużo poduszek. Przed nią stoi pełniąca role stolika tak samo biała jak sofa pufa. Na ścianie za kanapą są półki z różnymi rzeczami. Pod nimi stoi czarny fotel. Koło przejścia do kuchni stoi lampa. Ruszyłam do świątyni Iana. Tajemniczy chłopak dołączył do mnie i dopiero kiedy ujrzałam jego twarz, zrozumiałam jego zachowanie. 


*******************************************************************************
Powiedziałam sobie, że będę publikować co poniedziałek, ale kurcze jestem bardzo szczęśliwa i się przełamałam. xD
Postanowiłam, że jednak będę publikować co środę. :D
Mam nadzieje, że rozdział się wam podoba. ;]
Ja jestem z niego zadowolona. I muszę powiedzieć, iż mimo, że nie miałam większego pomysłu na tego bloga, to już mam zaczęty drugi rozdział i pomysł na kolejne!
Bardzo dziękuje za komentarze!
  
Pozdrawiam, Alice in Wonderland.

25 marca 2013

Prolog

I żyli długo i szczęśliwie...

  Nie. To żywcem wzięte z bajki zdanie nie pasuje do tej historii. Na pewno jej bohaterki nie pomyślały by, że kiedyś będą mogły to powiedzieć. Nie po tym co przeszły... A trzeba przyznać, że dużo tego było. Obie marzyły o księciu z bajki, o magicznej wróżce chrzestnej czy chociażby o pomocnych siedmiu krasnoludkach. Obie wiedziały, że to tylko głupie marzenia. Ale może wycierpiały tyle, by zasłużyć na ten wymarzony happy end? Któż wie. Wszystko zależy od nich i ich decyzji. Może w końcu ich sen o raju stanie się rzeczywistością. A może stanie się jeszcze coś gorszego...


*******************************************************************************
I oto jest!
Podoba się? Bo mi bardzo. Chyba zacznę pisać o 23, skoro wyjątkowo coś co napisałam tak mi się podoba. :)
Jeśli ktoś był na tyle mądry i wypad na to czemu kilka liter napisane jest inną czcionka, to gratulacje!
Dostajesz +10 punktów do inteligencji!
(Nie mówię, że ktoś jest glupi. ;) )
Ale jeśli ktoś się nie domyślił, to już tłumacze. Z tych literek powinien wejść napis paradise, który po angielsku oznacza raj i jest w tytule bloga.
Taki miałam glupi pomysł.

Witam aż TRZECH obserwatorów! Normalnie jak to zobaczyłam to tak się uśmiechnęłam, że normalnie... No cieszyłam się, noooo...

No, to tyle. Notka dłuższa niż rozdział, ale olać to. Rozdział już niedługo, a w tym czasie zapraszam do komentowania!
                   Alice in Wonderland.


23 marca 2013

Powitanie

Hej, Hej, Hejoł... 
Ostrzegam, że nie umiem pisać powitań, ale przydałoby się. ;]
A więc na imię mi Karolina i witam was na moim nowym blogu! 
Kurcze, jak tak dalej pójdzie, to będę mieć ze sto blogów, ale nieważne. xD
O czym tym razem będę pisać? 
Pewnie stworze jakieś słitaśne love story z TW w roli głównej. ♥
Normalnie rzygam tęczą. xD
Ale moze to to powinnam zostawić waszej ocenie. 
Na dzień dzisiejszy zapraszam do zapoznania się z bohaterami. 
Prolog już niebawem. 
Jeśli kogoś zaciekawią bohaterowie, to zapraszam do obserwowania!
Postaram się, żeby was nie zanudzić. 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland.