27 marca 2013

Pierwszy.

Sue.


Miłość? To użycie którego nigdy nie poznałam. Co innego zauroczenie. To to chyba każdy przeżył przynajmniej raz. Ale miłość to co innego. Większość ludzi poznała to uczucie. Zarówno miłość do kogoś, jak i miłość kogoś. Już pod najmłodszych lat większość ludzi kocha swoich rodziców, rodzeństwo, dziadków... Oni też ich kochają. Ja miałam zupełnie inaczej. Moje życie zawdzięczam gwałtu. Moja matka miała zaledwie 17 lat kiedy przyszłam na świat. Nie chciała mnie, bo przypominałem o czymś, czego nie chciała. O  nim. O tym draniu, który ja skrzywdził. Moje dzieciństwo spędziłam z ludźmi, którzy mieli mnie gdzieś. Jedyną osobą, dla której miałam jakieś znaczenie był Jasper. Oboje nie mieliśmy nikogo. Rozumiemy się bez słów. Jakbym miała spędzić z kimś wieczność, to na pewno wybrałabym jego. 
- Ian proszę Cie! Za pół godziny muszę wychodzić! Pospiesz się!- moje poranne rozmyślenia przerwały krzyki Diany w codziennej bitwie o łazienkę. Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:24. Rozejrzałam się po moim pokoju. Jest to małe pomieszczenie o białych ścianach. Mieszkanie, które wynajmujemy jest na ostatnim piętrze kamienicy, dlatego sufit jest lekko skośny. Na ścianie ma przeciwko drzwi wejściowych do pokoju wisi mały telewizor, który kupiłam po prawie dwóch latach oszczędzania. Pod nim stoi mała drewniana komoda, w której trzymam bieliznę i inne drobiazgi. Na niej znajdują się dwa obrazy i jakieś drobiazgi. Zaraz koło komody stoi biały fotel, na którym jak zawsze wiszą jakieś ciuchy. Po jego prawej stronie są drzwi balkonowe. Dalej jest niska półka, na której leżą moje książki oraz dwa zdjęcia. Na przeciwko niej stoi jednoosobowe łóżko, na którym często z moimi przyjaciółmi przesiadujemy oglądając jakiś film. Podeszłam do komody i wyciągnęłam z nie świeżą bieliznę. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi do moich uszu dobiegły kolejne krzyki.
- Diana! Przestań się drzeć! Zaraz wychodzę! -teraz to Ian krzyczał na swoją siostrę.
- To się pośpiesz! Za 20 minut muszę być w pracy! - zostawiłam skłócone rodzeństwo i ruszyłam do kuchni. Jest to pomieszczenie, o które Ian, jak na kucharza przystało, dba najbardziej. Ściana, która oddziela salon od kuchni jest zrobiona z cegły i nie pomalowana. Wisi na niej okap, a pod nim stoi kuchenka i szafka. Prz ścianie obok stoi lodówka oraz szafki, które tworzą tak jakby literę U. Na szafkach stoją różne rośliny, przyprawy, naczynia i inne rzeczy potrzebne do gotowania i nie tylko. Przy ścianie równoległej do lodówki stoi komoda rzeczami takimi jak koszule Iana, albumy, płyty... Dalej stał stół, dwa krzesła i taboret. Podeszłam do lodówki i otworzyłam ja. Pustki. Nie licząc mleka, kilku jajek i masła nie było tam nic. No cóż, chyba nie mam wyboru. Muszę zjeść płatki. Przygotowałam wszystko i już po dwóch minutach jadłam śniadanie.
- Siema młoda. Co tam? -dosiadł się do mnie już ubrany Ian.
- Pustki w lodówce. Zrób listę co trzeba kupić to pójdę do sklepu. -oznajmiłam bez większych uczuć.
- Masz kasę, czy Ci pożyczyć? -zapytał robiąc sobie to samo do jedzenia co ja. -A lista wisi już od dwóch dni na lodówce.-dodał.
- Mam, ale nie wiem czy wystarczająco dużo znając Ciebie. -zaśmialiśmy się oboje.
- A co tu tak wesoło? Czyżby sojusz wojenny? -zmierzyła nas wzrokiem moja przyjaciółka, która w błyskawicznym czasie zdążyła się ogarnąć.Ubrana dziś była tak jak zawsze do pracy. Czarna spódnica, biała koszula z krótkim rękawkiem z kołnierzykiem i guzikami. Na to miała już narzucony fartuch. Wszyscy pracujemy w restauracji, która znajduje się na parterze kamienicy. Ian jako kucharz a my jako kelnerki. Dziś to Diana idzie na rano, a ja mogę trochę odpocząć przed pracą. Chodziarz w tym domu to praktycznie nie możliwe. Ian i Diana mają kredyt do spłacenia i oboje próbują jak najwięcej zarobić. A ja po prostu staram się im pomóc i sprzątam całe mieszkanie, robię zakupy.
- Ależ skąd że. -odpowiedział Ian i znów się zaśmiał. Dziewczyna tylko przewróciła oczami. -Dobra chodź, bo się spóźnimy.
- Nie musiałbyś się martwić, gdybyś się pośpieszył w łazience. -oznajmiła Diana, ale chłopak najwidoczniej tego nie słyszał, bo był już przy drzwiach.- Kochanie, idziesz dziś na zakupy?
- Idę, a co? -popatrzałam na nią.
- Podpaski się skończyły. Jak coś to weź trochę kasy ode mnie. Wiesz gdzie jest! - ostatnie zdanie wykrzyczała, bo już biegła do drzwi. Ona tak zawsze. W ostatniej chwili mówi, że coś trzeba kupić. Nie zostało mi nic, jak iść do tego sklepu. Ale najpierw to trzeba się trochę ogarnąć. Pozmywałam naczynia i skierowałam się do łazienki. Podłoga w tym małym pomieszczeniu wyłożona jest panelami z ciemnego drewna. Ściany są do połowy wyłożone kafelkami. Nie licząc ostatniego rzędu, który jest czarny, wszystkie są białe. Reszta ściany pomalowana jest na biało. Na ścianie na przeciwko drzwi jest okno, a zaraz koło niego stoi wanna. Z zewnątrz jest ona czarna, a w środku biała. Zdarzyło się, że po imprezie spaliśmy w niej w czwórkę. I się wyspaliśmy. Ja nie wiem, jak to jest możliwe, ale po alkoholu wszystko da się zrobić. Po prawej jest ubikacja. A po lewej szafka z umywalką oraz lustro. Na środku leży pomarańczowy dywan. Ściągnęłam z siebie piżamę i wzięłam szybki prysznic. Po pięciu minutach stałam już przed szafą na korytarzu szukałam ubrań. Ponieważ nasze mieszkanie jest dość małe, a w moim pokoju nie ma miejsca na szafę, stoi ona na przedpokoju. Jest dość duża, więc wszyscy trzymamy tam ubrania.Wyciągnęłam zwykłe jeansy, którym podwinęłam trochę nogawki, szary sweter zakładany przez głowę i baleriny w kwiaty. Szybko się ubrałam, wzięłam pieniądze, listę zakupów, telefon oraz kluczę i wyszłam uprzednio zamykając drzwi.
Pogada dzisiejszego dnia nie była jakaś wspaniała, było chłodno i wiał wiatr. Nie najgorzej jak na wrzesień. Mimo to na ulicach Londynu była dość dużo ludzi. Ktoś śpieszył się do pracy, ktoś spacerował z psem, zakochani szli trzymając się za ręce... Wszyscy tacy szczęśliwi. Czasami zastanawiam się, co ja robię na tym świecie? Po co się urodziłam? Jeszcze nie wiem, ale wiem, ze się dowiem, bo każdy z nas urodził się po coś.
Nawet się nie zorientowałam, a byłam już przy moim ulubionym sklepie. Tak jak restauracja w której pracuje, znajdował się on na parterze kamienicy. Znam tu praktycznie całą obsługę, w końcu pracowałam tu kiedyś. Weszłam do środka, a dzwonek zawieszony nad drzwiami zabrzęczał. Właścicielka, pani Moore to starsza kobieta, która ma na karku już 70 lat. Zawsze dobrze się dogadywałyśmy, może też dlatego, ze mamy identyczne nazwisko.Prowadzi ten sklep z małą pomocą Samanty, jej wnuczki. Ta młoda dziewczyna, bo zaledwie siedemnastoletnia, pomaga babci jak tylko może. Ma dobre serce i zawsze jak przychodzę na zakupy zatrzymuje m nie i rozmawiamy.
- Sue! -krzyknęła do mnie za jakiś kartonów. Pewnie mieli dostawę.
- Sam! -także wykrzyczałam jej imię i poszłam ją przytulić po drodze biorąc koszyk. Jest to sklep samoobsługowy, bo gdyby było inaczej to jedna ekspedientka nie dałaby rady.
- Jak tam w pracy? Nie tęsknisz za nami? -zaśmiała się.
- Obleci. No i trochę tęsknie, ale tam mam bliżej i trochę lepiej zarabiam. A wiesz jak to jest, liczy się każdy grosz. -puściłam do niej oczko. Ta dziewczyna emanuje taką radością, ze aż szok.
- No tak, co racja to racja. Ale teraz muszę już iść, bo znów dostanę ochrzan, a Ty się pewnie śpieszysz. -przytuliła mnie jeszcze raz i już jej nie było. Pewno jakbym przyszła później, gdy jest więcej ludzi to siedziałaby przy kasie, ale teraz ma trochę luzu i może rozpakować dostawę. Ruszyłam na samotny podbój sklepowych półek. Ser, szynka, majonez, ketchup, Nutella, mleko, masło... Byłam właśnie przy słodyczach i tak wczytałam się w listę, ze nie zauważyłam, ze z naprzeciwka ktoś idzie. Ja, jak to ja, zachwiałam się i prawie upadłam, ale zakapturzona postać w ostatniej chwili mnie złapała. Z koszyka też wszystko ocalało.
- Przepraszam. Nie zauważyłem Cię. -tłumaczył się chłopak w okularach przeciwsłonecznych. Zaczynam sie bać, Kaptur, okulary... Złodziej? Nie na pewno nie.
- Nie to ja przepraszam. I dziękuje za uratowanie mnie i moich zakupów. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
- To dobrze. Jeszcze raz przepraszam. -powiedział i najzwyczajniej w świecie poszliśmy oboje w inne strony, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Poszłam jeszcze po te podpaski dla Diany i skierowałam się do kasy. Tam oczywiście zaczęłam rozmawiać z Sue spoglądając przy tym na licznik. Zaczęłam się niepokoić, bo cena rosła i rosła.
- 180£.-powiedziała spokojnie Sam pomagając mi przy okazji pakować zakupy siatek. Sprawdziłam ile mam w portfelu.
- Kurcze. Brakuje mi 10£- powiedziałam do niej.
- Wiesz, że nie mogę Ci odpuścić. Musisz coś zostawić. -powiedziała ze smutkiem.
- A nie masz pożyczyć? Oddam Ci. -powiedziałam błagalnym tomem i zrobiłam oczka szczeniaczka. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Proszę. Nie musisz oddawać -nieznajomy podał potrzebne mi pieniądze Sam.
- Dziękuje. Na prawdę życie mi ratujesz. Już drugi raz dzisiaj. -powiedziałam biorąc do ręki moje już zakupy. - Mogę Ci się jakoś odwdzięczyć? 
- Niech pomyślę, chyba tak. Dasz się zaprosić na kawę? -zapytał chowając do ręki kilka paczek skittelsów.
- Czemu nie. Ale proponuje, żebyś wpadł do mnie. Nikt nie będzie wydawał pieniędzy.
- Czemu nie, a daleko mieszkasz? -zapytał próbując wziąć jedną z moich toreb. Widząc, ze nie jestem zadowolona z tego powodu dodał. -Daj, pomogę Ci.
- 5 minut drogi stąd. -powiedziałam oddając mu siatkę.
- Więc jak masz na imię? -zapytał kiedy tylko wyszliśmy ze sklepu.
- Sue. Uprzedzam twoje późniejsze pytania. Mam 19 lat, pracuje jako kelnerka, mieszkam z przyjaciółmi, jestem wolna. -uśmiechnęłam się do niego.
- Tego ostatniego ni musiałaś mówić, ale fajnie wiedzieć. -zaśmialiśmy się oboje.
- A Ty? -zapytałam, przecież muszę wiedzieć. Skoro on wie. Nic nie powiedział tylko spuścił głowę.- Coś się stało? Ja chyba Ci trochę więcej powiedziałam. -powiedziałam z udawanymi wyrzutami. Niestety jestem marną aktorką, i już po chwili zaczęłam się śmiać. Chłopak jedynie się uśmiechnął.
- Wolałbym opowiedzieć o sobie, jak będziemy gdzieś sami. -dobra, ogłaszam wszem i wobec, ze na prawdę, zaczynam się bać! Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Gdy tylko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do mieszkania zaczął nawijać.
- Po pierwsze, gdzie mam to postawić? -wskazał głową na reklamówki. -Po drugie, to nie chciałem rozmawiać na ulicy, bo nie chciałem, zęby ktoś nas usłyszał.  
- Reklamówki do kuchni, ciuchy połóż na kanapie w salonie. -pokazałam na pokój o białych ścianach. W tym domu chyba każde są takie, ale nie jestem pewna. W owym pomieszczeniu są trzy okna, które dają bardzo dużo światła. Na środku stoi kanapa, na której jest dużo poduszek. Przed nią stoi pełniąca role stolika tak samo biała jak sofa pufa. Na ścianie za kanapą są półki z różnymi rzeczami. Pod nimi stoi czarny fotel. Koło przejścia do kuchni stoi lampa. Ruszyłam do świątyni Iana. Tajemniczy chłopak dołączył do mnie i dopiero kiedy ujrzałam jego twarz, zrozumiałam jego zachowanie. 


*******************************************************************************
Powiedziałam sobie, że będę publikować co poniedziałek, ale kurcze jestem bardzo szczęśliwa i się przełamałam. xD
Postanowiłam, że jednak będę publikować co środę. :D
Mam nadzieje, że rozdział się wam podoba. ;]
Ja jestem z niego zadowolona. I muszę powiedzieć, iż mimo, że nie miałam większego pomysłu na tego bloga, to już mam zaczęty drugi rozdział i pomysł na kolejne!
Bardzo dziękuje za komentarze!
  
Pozdrawiam, Alice in Wonderland.

25 marca 2013

Prolog

I żyli długo i szczęśliwie...

  Nie. To żywcem wzięte z bajki zdanie nie pasuje do tej historii. Na pewno jej bohaterki nie pomyślały by, że kiedyś będą mogły to powiedzieć. Nie po tym co przeszły... A trzeba przyznać, że dużo tego było. Obie marzyły o księciu z bajki, o magicznej wróżce chrzestnej czy chociażby o pomocnych siedmiu krasnoludkach. Obie wiedziały, że to tylko głupie marzenia. Ale może wycierpiały tyle, by zasłużyć na ten wymarzony happy end? Któż wie. Wszystko zależy od nich i ich decyzji. Może w końcu ich sen o raju stanie się rzeczywistością. A może stanie się jeszcze coś gorszego...


*******************************************************************************
I oto jest!
Podoba się? Bo mi bardzo. Chyba zacznę pisać o 23, skoro wyjątkowo coś co napisałam tak mi się podoba. :)
Jeśli ktoś był na tyle mądry i wypad na to czemu kilka liter napisane jest inną czcionka, to gratulacje!
Dostajesz +10 punktów do inteligencji!
(Nie mówię, że ktoś jest glupi. ;) )
Ale jeśli ktoś się nie domyślił, to już tłumacze. Z tych literek powinien wejść napis paradise, który po angielsku oznacza raj i jest w tytule bloga.
Taki miałam glupi pomysł.

Witam aż TRZECH obserwatorów! Normalnie jak to zobaczyłam to tak się uśmiechnęłam, że normalnie... No cieszyłam się, noooo...

No, to tyle. Notka dłuższa niż rozdział, ale olać to. Rozdział już niedługo, a w tym czasie zapraszam do komentowania!
                   Alice in Wonderland.


23 marca 2013

Powitanie

Hej, Hej, Hejoł... 
Ostrzegam, że nie umiem pisać powitań, ale przydałoby się. ;]
A więc na imię mi Karolina i witam was na moim nowym blogu! 
Kurcze, jak tak dalej pójdzie, to będę mieć ze sto blogów, ale nieważne. xD
O czym tym razem będę pisać? 
Pewnie stworze jakieś słitaśne love story z TW w roli głównej. ♥
Normalnie rzygam tęczą. xD
Ale moze to to powinnam zostawić waszej ocenie. 
Na dzień dzisiejszy zapraszam do zapoznania się z bohaterami. 
Prolog już niebawem. 
Jeśli kogoś zaciekawią bohaterowie, to zapraszam do obserwowania!
Postaram się, żeby was nie zanudzić. 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland.