23 maja 2013

Siódmy

Sue
   Tick Tock Tick Tock... Czas dłużył mi się niemiłosiernie, zresztą jak zawsze w restauracji koło godziny 10. Większość tego typu lokali jest jeszcze zamknięta, ale nie... Anthony Swann postanowił dodać do menu śniadania, i od dwóch miesięcy musimy być w pracy od rana. Jeszcze ten chłoptaś, który zastępuje Iana. Siostrzeniec pani Elizabeth. Romeo. Aż się rzygać chce. Zarywa do każdej osoby przeciwnej płci. Jak ja nie lubię takiego zachowania! Znam go dwa dni, i już chętnie bym go udusiła! To się nazywa wspaniałe podejście do ludzi! Dobrze, że Ian i Diana wracają jutro. Z tego co mi powiedział, dziś będzie odczytywany testament państwa Dixon. Z tego powodu rodzeństwo strasznie się denerwuje, więc przez jakąś godzinę rozmawialiśmy o wszystkim, byle by zapomnieli o ostatnich wydarzeniach. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, plotkowaliśmy... Zachowywaliśmy się jakby nic sienie stało. Niestety ja musiałam iść do pracy, a oni  też  musieli już wychodzić.
  Zbliżała się godzina 11, a ja wciąż się nudziłam. Rozważałam już pójście do Romea, gdy drzwi się otworzyły i do sali wpadło stado szympansów. na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Całe The Wanted zajęło jeden z największych stolików. Wzięłam 5 kart dań i skierowałam się w ich stronę. 
- Witam. -uśmiechnęłam się najładniej jak mogłam i podałam 4 zaskoczonym chłopcom menu.
- Sue?! Co Ty tu robisz? -pierwszy otrząsną się Jay. Nathan, który jako jedyny wiedział, ze tu pracuje, wyglądał na bardzo zaciekawionego tym co oferuje restauracja.
- I w dodatku w stroju kelnerki. -dodał Tom. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Pracuje tu.
- Naprawdę?! -Siva chyba nie uwierzył w to co powiedziałam. Chociaż, chyba, trudno byłoby sienie domyślić.
- Nie. Na niby. -przewróciłam oczami.
- To tak się da? - zamyślił się Parker. Max szturchną go w ramię. - Co?!
- Nie udawaj głupiego. - łysy spojrzał na niego z ukosa. Nathan i ja już nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać.
- Dobra, to co zamawiacie? - powiedziałam kiedy w końcu się trochę uspokoiłam. Chłopcy dopiero teraz spojrzeli na karty dań. Wywróciłam oczami i przyglądałam im się przez jakieś dwie minuty. Kiedy w końcu przyjęłam zamówienie skierowałam się do kuchni, aby Romeo wiedział co ma zrobić.
- A któż to przyszedł. - brunet z włosami postawionymi do góry niczym Zayn Malik uśmiechnął się do mnie pokazując białe zęby. -Sue Moore. Dziewczyna piękna jak anioł.
- Przestań. -posłałam mu złowieszcze spojrzenie z nadzieją, że wreszcie się ode mnie odczepi.- Tylko się nie obijaj. -dodałam podając mu kartkę z zapisanym zamówieniem.
- Oczywiście księżniczko. -chłopak puścił do mnie tak zwane oczko, a mi się cofnęło. Jejciu... Co za palant. Wróciłam za ladę i zajęłam się swoimi sprawami. Wycieranie blatu, czyszczenie szklanek itd. Chłopcy co jakiś czas spoglądali w moją stronę. Nathan najczęściej. Gdy ich zamówienie było już gotowe zaniosłam dania do ich stolika.
- Sue, usiądziesz z nami? -zapytał Max kładąc swoją dłoń na mojej.
- Jestem w pracy. Ale jak chcecie, to możecie się zabrać dziś ze mną do kina. Diana i Ian załatwiają sprawy związane ze śmiercią ich rodziców, a sama nie chcę iść. - zaproponowałam. Już wcześniej myślałam nad tym, aby ich zaprosić, ale nie wiedziałam jak. Jestem dziwna. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Jasne, czemu nie. -odpowiedział mi uśmiechnięty Nathan.

~*~

  Zbliżała się godzina 19. Chłopcy mieli być w pół do ósmej, czyli mam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się. Przez telefon ustaliliśmy, że jedziemy na Iron Mana 3. Zawsze lubiłam tego typu filmy. No i kolejny plus tej produkcji, to Robert Downey Jr. Uwielbiam tego aktora. 
Stylizacja Julia  Spojrzałam na zegarek, trzeci raz podczas jednej minuty, i dopiero teraz zapamiętałam która jest dokładnie godzina.19:56. Myśl Sue, myśl, co jeszcze musisz zrobić.Wzięłam przykład z Kubusia Puchatka i palcem wskazującym zaczęłam lekko uderzać w skroń, powtarzając przy tym myśl, myśl, myśl. O dziwo zadziałało. Przypomniałam sobie, ze miałam jeszcze wstawić płukanie. Skierowałam się do przedpokoju. Ponieważ, jak już kiedyś wspinałam, nasze mieszkanie nie jest ogromne pralka stoi w szafie w przedpokoju. Nie dość, że mamy więcej miejsca, to jeszcze jej tak bardzo nie słychać. Wlałam niebieski płyn do komory i nastawiłam na 14. Korzystając z okazji, iż na drzwiach wisi lustro, sprawdziłam, czy wszystko z moim wyglądem jest w porządku. Biały sweter zsunął sie z jednego ramienia, ukazując pasek od czarnego stanika oraz w większym stopniu zakrywając krótkie, jeansowe spodenki z czarnym wzorem. Spojrzałam na moje stopy. Ciemne botki prezentowały się zaskakująco dobrze z resztą mojego dzisiejszego ubioru. Dłonią przeczesałam moje, jak zawsze rozpuszczone włosy. Dzisiejszej stylizacji uroku dodawał naszyjnik w kształcie serca z wzorem zebry, duża bransoletka w zebry oraz biały lakier na paznokciach. Wszystkie drobiazgi, które będą mi potrzebne schowałam do torebki na jedno ramię w grafitowym kolorze oraz z licznymi kieszeniami. Tak, zdecydowanie byłam już gotowa. 
  Mój wzrok już setny raz tego dnia, w celu sprawdzenia godziny powędrował na zegarek. To chyba niemożliwe, abym tak długo się przeglądała... O dziwo była już 20:25. Założyłam torebkę na ramię i wyszłam z mieszkania. Po zamknięciu drzwi na klucz i sprawdzeniu, czy przypadkiem nie są jeszcze otwarte, skierowałam się klatką schodową w dół. Gdy tylko przekroczyłam próg ogromnych drzwi, owiało mnie chłodne powietrze. 
  - Nie wiesz, ze to niebezpieczniej tak samej chodzić po mieście o tej godzinie? -usłyszałam nowo poznany, a już tak znienawidzony głos. Romeo. 
- Jakbyś nie zauważył, jest dopiero 20. -odpowiedziałam mu, a widząc jego uśmieszek dodałam. -Czekam na kogoś.
- Mogę Ci potowarzyszyć?  -zapytał stojąc zaledwie 20 centymetrów ode mnie. Położyłam moją dłoń na jego torsie, aby powstrzymać dalsze zbliżanie się.
- Nie dziękuje. Dam sobie radę. -posłałam mu sztuczny uśmiech. W duchu modliłam się, aby chłopcy już przyjechali. I chyba Bóg naprawdę mnie kocha, bo po koło nas stanął duży samochód. Jedne z drzwi się otworzyły i z pojazdu wysiadł Nathan.
- Coś się dzieje? -zapytał zbliżając się do mnie.Romeo chyba się go wystraszył, bo się odsunął.- Cześć Sue. - brunet dodał, tym razem zwracając sie do mnie. 
- Nic sie nie dzieje. Po prostu bałem sie o Sue i postanowiłem z nią na was poczekać. - odpowiedział siostrzeniec pani Swann. 
- Chodź Nath, bo się spóźnimy. -pociągnęłam chłopaka za rękę, aby zapobiec walce kogutów. Nie oszukujmy się, Nathan nie miałby szans. - Pa Romeo. -Rzuciłam na odchodne. 
  Gdy tylko zajęłam miejsce w aucie, chłopcy zaczęli mnie witać oraz śmiać się z Nathana. 
- Brawa dla tego pana! -krzyknął Tom ręką wskazując na Sykesa.- Oto obrońca roku! - po tym zdaniu wszyscy, oprócz Nathana, wybuchli śmiechem. 
- Dajcie spokój. - powiedział Nath. Był już taki czerwony ze złości, że gdy Tom i Max na niego spojrzeli, to wybuchli jeszcze większym śmiechem. 
- Ej! Zostawcie mojego Nathusia! -krzyknął Jay. I o dziwo tyko ja wybuchłam śmiechem. Jay zgromił mnie wzrokiem. 
- Nathusia?! -zapytałam robiąc minę "Are You Fucking Kidding Me?". 
- Sue, radze Ci przeprosić. -poradził Max. 
- Dokładnie, jak Jay się wkurzy, to lepiej zatrudnij policjanta do ochrony. -dodał Siva, który obejmował rolę tatuśka i prowadził samochód. 
- Ja się tam Jaya nie boję. -odpowiedziałam dumnie wypinając pierś. - Co on niby może mi zrobić? 
- On, na przykład, może zacząć Cie łaskotać, nasłać na Ciebie jaszczurkę lub obrzucić Skittlesami. -odpowiedział mi McGuiness. Po jego wypowiedzi wszyscy wybuchliśmy śmiechem.    
  Reszta drogi do kina minęła nam na rozmowie, śmiechu oraz śmiechu. Teraz przed nami tylko kilka godzin na sali kinowej. 


 *******************************************************************************
Kocham mamę,
i Ciebie Brigitko też. 
A tak na prawdę,
jestem gejem. 

Och, ta szkolna twórczość na krzesłach. ♥
Jak jej nie kochać? 
;) 

Co tam u was? Bo u mnie spoko... 
Rozdział pisało mi sie bardzo fajnie, ale długo...  
To zapewne zauważyłyście. 
Przepraszam, ze dziś, a nie w środę. 
Tylko to mi pozostało. :] 

A tak wgl, to 20 maja 1999r. na świat przybył pewien człek, 
który 20 maje, 
tego roku obchodził swoje 14 urodziny!
STO LAT GOSIU!!!!!!
 Dedykuje to coś, co wyjątkowo mi się strasznie podoba właśnie Tobie!
 Żebyś dalej pisała opowiadania i mówiła mi, co jest zadane! :D 

[człowiek, który wstawia więcej niż 3 "!" 
prawdopodobnie jest chory psychicznie.]

Musze was jeszcze poinformować, że czynnikiem, który spowodował opóźnienie rozdziału, test nowe opowiadanie. 
Na razie nie pisze, ale mam już pomysł. Chcę go jeszcze opracować, aby nie go nie zawieszać. 
Jak pojawi sie rozdział, to napisze, a teraz zapraszam do obserwatorów! 
Zapewniam, zę będzie to opowiadanieinne niż wszystkie. ;) 
Przynajmniej mam taką nadzieje. :D

Tak na miłe zakończenie. ;) 
Ja zlewam z tego non stop! 

Alice in Wonderland †

15 maja 2013

Szósty

Ian
  Całą noc nie mogłem zmrużyć oko. Myślałem o tym wszystkim. Informacja o śmierci rodziców mną wstrząsnął, tak samo jak Dianą. Mimo, iż traktowali nas jak najgorsze co mogło im się przydarzyć, to wiele razy pokazywali, ze nas kochają. Nie ukrywam, ze gdy dowiedziałem się że są po drugiej stronie, trochę się ucieszyłem. Nie wiem tylko czy dlatego, że na to zasłużyli, czy może dlatego, ze tam mają lepiej niż na ziemi. Gdy w końcu mój budzik zadzwonił, usiadłem na łóżku. Ręką przeczesałem moje włosy. Rozejrzałem się po moim pokoju. Pomieszczenie utrzymane było w bardzo jasnych kolorach. Przeważał szary. Najciemniejszy przedmiotem było chyba jasnobrązowe krzesło w rogu, na którym aktualnie wisiała masa ubrań, oraz ciemne panele podłogowe. Większą część pokoju zajmowało dwuosobowe łóżko, które i tak nie należało do
największych. Koło mojego miejsca do spania stała szara pufa. Znajdowała się na białym dywanie, na którym swoje miejsce miał też mniejszy, także biały dywanik. Mój azyl za dnia oświetlały promienie słoneczne wpadające przez duże okno. Wtedy, kiedy na niebie znajdował się już księżyc, światła dostarczał żyrandol oraz lampka, która stała na stoliku koło łóżka. Jedyną ozdobą były dwa zdjęcia koło łózka. Przedstawiały one morze. Wstałem i pościeliłem moje posłanie. Wszyłem z mojego pokoju i ruszyłem w kierunku szafy. Wyciągnąłem z niej jakieś ciemne spodnie, białą koszule oraz marynarkę. Postanowiłem dziś wstać o 6  i się przyszykować zanim wstanie moja siostra. Dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się o śmierci rodziców, a już dziś jedziemy na pogrzeb. Sami do tego doprowadziliśmy. Rodzice wiedzieli tylko o naszym adresie zamieszkania. Korzystali z tej informacji tylko w święta, aby przesłać nam życzenia. Teraz jedynym sposobem, żeby rodzina poinformowała nas o wypadku, było napisanie listu. Wiadomo, ze nie jest to to samo, co rozmowa telefoniczna. Gdy już się umyłem, poszedłem do kuchni. Miałem na sobie tylko bieliznę. Nie ubierałem się jeszcze, żeby czegoś nie ubrudzić. Otworzyłem lodówkę i uważnie zbadałem jej zawartość. Postanowiłem, ze dziś na śniadanie zrobię gofry. Przygotowałem ciasto, ubiłem śmietanę i po jakimś czasie na blacie przede mną stały trzy porcje gofrów z bitą śmietana i polewą czekoladową. Jak na zawołanie w kuchni pojawiła się Sue. Dziewczyna była nie naturalnie uśmiechnięta.
- A cóż to za wspaniałe zapachy? -zapytała. Widząc jej szczęście sam się uśmiechnąłem.
- Gofry. Proszę. -powiedziałem podając jej jeden talerz. Sam też zacząłem jeść. - Jak tam wczoraj?
- Świetnie! Nawet sobie nie wyobrażasz jacy oni są wspaniali! Cały czas się śmiałam! Oni są niesamowici. Emanują taką radością, że aż człowiek zaczyna wątpić w ich istnienie! - dziewczyna uśmiechała się coraz bardziej przy każdym słowie. Jak tak dalej pójdzie, to będę widział jej żołądek. - A co u was? - na te słowa zamarłem. Mój wzrok padł na list, który leżał na jednej z szafek. Dziewczyna widząc to podeszła do niego i przeczytała go. Sue z pełnej energii dziewczyny w jednej sekundzie zmieniła się w  trzeciego najsmutniejszego człowieka świata. Pierwsze i drugie miejsce zajmuję ja z Dianą. - Tak mi przykro.
- Wiem, Sue. Wiem. - wypowiedziałem te słowa szeptem. Dziewczyna odłożyła list na jego poprzednie miejsce, podeszła do mnie i mnie przytuliła. Uśmiechnęła się blado. Odwzajemniłem jej gest.
- Hej. -usłyszeliśmy słaby głos, który z pewnością należał tylko do jednej osoby.  Diana wzięła swoje śniadanie i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Sue bez słowa poszła za niż. Zostałem sam. Dokończyłem mój posiłek i postanowiłem, ze chyba najwyższa pora się ubrać.

~*~

  Trzeba przyznać,ze poniedziałek 23 września nie należał do najwspanialszych.Zdawać eis mogło, ze nasz smutek udzielił się chmurą, które tak jak my pozbywamy się łez, one pozbywają się wody. Diana była roztrzęsiona i mimo moich licznych prób poprawienia jej humoru, nic się nie zmieniło od dzisiejszego ranka. Teraz moja siostra stała nad grobem Leny i Pattona Dixon zrozpaczona i cała mokra. Ponieważ moja siostra miała dziś na sobie białą spódnice midi, czarna, gdzieniegdzie koronkową, bluzkę z długim rękawem oraz czarne szpilki, nałożyłem jej na ramiona moją marynarkę. Gdy obie trumny były już w ziemi, Diana podeszła do tej, w której leżało ciało naszej matki, i rzuciła na nią mały
bukiecik. Dziewczyna już nie płakała, albo deszcz świetnie maskował jej łzy.
- Żeby wam się dobrze spało. -wyszeptała długowłosa kiedy znów stanęła koło mnie, po czym znów się we mnie wtuliła. - Chodźmy stąd, proszę. - nie zostało mi nic innego, jak wrócić do domu. Domu tutaj. 



~*~



  Stary dom z cegły wyglądał olśniewająco. Prawie nic się nie zmienił przez te kilka lat, kiedy tu nie bywaliśmy. Podłoga nadal skrzypiała, sufit są białe, a na futrynach od drzwi kuchennych nadal widnieją ślady po kreskach, oznaczających nasz wzrost w różnych okresach dzieciństwa. Wszystko było tak jak dawniej, nie licząc większej ilości zdjęć moich i Diany, które swoje miejsce znalazły na ścianach przedpokoju. Najładniejsze z nich stało w ogromnej ramce na pianinie w stołowym. Przedstawiało mnie i Dianę jak byliśmy młodsi. Z dwoma kubkami herbaty usiadłem na kanapie w stołowym i słuchałem, jak moja siostra gra oraz śpiewa. Pokój w którym się znajdujemy nie należy do największych w rezydencji naszych rodziców. Bo chyba dom, w którym są trzy łazienki, ogromna kuchnia, jadalnie, kilka sypialni i jeszcze trochę innych pomieszczeń nie można nazwać małym domkiem. Tak, nasi rodzice byli przy kasie. Ojciec ma, a raczej miał, jakąś firmę, która dobrze funkcjonuje, i którą pewnie będę musiał się teraz zająć. Wracając do salonu. Ściany w tym pokoju są zielono-szare. Za dnia światła dostarczają dwa duże okna, a później lampa o bardzo dziwnym kształcie oraz lampka stojąca w kącie. Pomieszczenie oświetla też podłoga z jasnych paneli, która idealnie kontrastuje z ciemnym wyposażeniem pokoju. Ciemny fortepian stał pod ściana, na przeciwko brązowej kanapy, na której się znajdowałem.Oba przedmioty oddzielał stolik, na którym stała wazon z kwiatami oraz leżały książki. Ponieważ moja rodzicielka uwielbiała ozdoby, kwiaty i inne tego typu rzeczy,więc w całym domy było pełno tego typu rzeczy. Oczywiście najwięcej był w salonie. Masa poduch leżała na i koło kanapy, doniczki z kwiatami, albumy ze zdjęciami, książki, kuferki, figurki-cały pokój był nimi zawalony.
- Ian, jak myślisz, czy oni za nami tęsknili? Czy żałowali, tego jakimi rodzicami byli? - nawet nie spostrzegłem, kiedy Diana przestała grać i zaczęła się we mnie wpatrywać podczas picia herbaty.
- Nie wiem, ale chyba tak. -uśmiechnąłem się do niej blado. Dziewczyna odstawiła kubek na stolik i zajeła miejsce koło mnie, wtulając się we mnie mocno.
- Dziękuje. -wyszeptała. -Dziękuje, ze jesteś. Że zawsze mi pomagasz. Dziękuje. -znów zaczęła płakać. Objąłem ją mocniej ramieniem i zacząłem głaskać ją po głowie. Nie wiem ile jeszcze będziemy musieli tu zostać, ale pewnie szybko nie wrócimy do domu.

 *******************************************************************************

No siemson! 
Wiem, dawno mnie tu nie było. :D 
No ale jak widać, rozdział z perspektywy Iana. 
Miałam kłopot z napisaniem go. ;/
Ale postanowiłam, ze będzie z jego i już! 
Mam nadzieje, że jednak się wam podoba, i nie opuścicie mego bloga. :C 

Dziękuje za komentarze!

Jaycee staram się, aby moje opisy była jak najbardziej dokładne. Dziękuje za komplement. :)
A jak już o opisach, to uważam że pod tym względem zawaliłam ten rozdział. :C 

Mychaaa no ba,ze Sue jest ładna! W końcu to bohaterka mojego opowiadania. :D 
A ja staram się, aby bohaterzy byli ładni. :] 

Pozdrawiam, Alice in Wonderland †